Data: 12 grudnia 2008
Grudzień jest miesiącem, w którym dzieci czekają na prezenty od Świętego Mikołaja. Nie wiedzą jednak, że Mikołaj musi najpierw przyjść do inwestorów, aby wszystkie życzenia się spełniły.
„Rajd świętego Mikołaja” to określenie znane większości inwestorów, którzy ulokowali swoje pieniądze na rynku kapitałowym. Dotyczy ono grudnia, który zazwyczaj charakteryzuje się zwyżkami na giełdzie. Koniec roku to okres, w którym zarządzający funduszami inwestycyjnymi muszą wykazać się dobrymi wynikami za całe 12 miesięcy, aby otrzymać wysokie premie. Najłatwiej jest to dokonać składając zlecenia kupna. Na rynku mamy wielu zarządzających, zleceń jest więc sporo i indeksy rosną. Inwestorzy indywidualni także pragną na całej sytuacji zarobić, dochodzą więc do wniosku, że ze sprzedażą walorów warto poczekać. Podaż jest mała a popyt duży, efekty nie są trudne do przewidzenia. Oczywiście to tylko proste rozumowanie, tyle że sprawdza się niezwykle często.
Zaraz po grudniu jest styczeń, a właściwie to „efekt stycznia”. Można przypuszczać, że inwestorzy będą realizować mikołajowe zyski. Nic bardziej mylnego. Oczekiwane są dalsze wzrosty. Okazuje się bowiem, że początek roku to idealny moment na zmianę strategii inwestycyjnej i przebudowę portfela. W roli głównej występują tu także inwestorzy instytucjonalni, którzy zarządzają odpowiednio wysokim kapitałem. Skoro zaś oczekiwany jest spory popyt na rynku, to nie warto sprzedawać. Inwestorzy liczą zatem na zwyżki podobne do grudniowych.
Historycznie grudzień był dla inwestorów miesiącem dobrym lub bardzo dobrym. Rzadko można było stracić, a jeśli nawet, to spadki na giełdzie były minimalne. Dotyczyły one głównie dwóch okresów. W latach 1994-1995 indeksy WIG oraz WIG20 traciły w grudniu po ok. 5 proc. Nie należy się jednak dziwić, była to bowiem ciągle reakcja po nieprawdopodobnej hossie. Drugim okresem były lata 2001-2002 (po pęknięciu słynnej bańki internetowej). Wtedy jednak spadki na giełdzie były praktycznie niezauważalne. Niektórzy inwestorzy liczyli zaś zyski, np. posiadacze spółek wchodzących w skład indeksu mWIG40 (MIDWIG). Inwestorzy zanotowali straty także w grudniu poprzedniego roku. Średnio dla rynku wyniosły one 2 proc., czyli niewiele, szczególnie jeśli porównamy je ze stratami z kolejnych miesięcy 2008 r.
Najlepszym grudniem pod względem stopy zwrotu był ten z 1993 r. Inwestorzy zarobili wtedy średnio 40%. Wynik jest imponujący, niemniej jeszcze lepiej wygląda, jeśli weźmiemy pod uwagę także styczeń 1994 roku z kolejnymi 36 proc. zysku. Trudno oczekiwać podobnych rezultatów w przyszłości. Inwestorzy z dłuższym stażem dobrze pamiętają, że były one wynikiem nadzwyczajnej hossy. Warszawski rynek nie był wtedy rozwinięty a inwestorzy doświadczeni. Z tego też powodu pierwsze lata funkcjonowania naszej giełdy nie są brane pod uwagę przy poważniejszych analizach.
Inwestorzy miło wspominają święta w 1999 roku, kiedy to zarobili dobre kilkanaście procent. Nie trzeba było się nawet zbytnio zastanawiać w co inwestować, rosły wyceny zdecydowanej większości firm. Banki, spółki informatyczne, telekomunikacyjne, czy nawet z sektora spożywczego drożały średnio nawet po 18 %. Co ciekawe, styczeń 2000 roku był równie udany.
Ciekawie wygląda grudzień 1997 roku. Wzrosty na giełdzie nie były imponujące, niemniej wzrost wartości indeksów WIG czy też WIG20 (2,41 proc. oraz 3,31 proc.) okazał się w tym jednym miesiącu większy niż wyniosła stopa zwrotu dla całego roku (odpowiednio 2,27 proc. oraz 1,11 proc.). Jeszcze ciekawiej prezentuje się grudzień 2000 roku. WIG20 zyskał wtedy ok. 12 proc. wobec niecałych 4 % dla całego roku.
„Efekt stycznia” to średnio ponad 6-procentowy wzrost wartości indeksu WIG i około 5- procentowy WIG20. Jest to nieznacznie więcej niż wynosiły średnie zyski grudniowe (odpowiednio 5,85 proc. oraz 3,14 proc.). Trzeba jednak zauważyć, że styczeń jest znacznie bardziej ryzykownym miesiącem. O ile w grudniu obsunięcia kapitału były minimalne, to grając na „efekt stycznia” można było już znacznie częściej stracić. Wartości odchylenia standardowego, który jest jedną z podstawowych miar ryzyka, są zdecydowanie mniej korzystne dla inwestycji z początku roku. Zaskoczeniem może być fakt, że styczniowe stopy zwrotu są najmniej skupione wokół średniej w przypadku indeksu WIG20, czyli najbardziej elitarnego na giełdzie w Warszawie.
Najbardziej zadowoleni byli inwestorzy ze stycznia 1996 roku. Indeksy WIG oraz WIG20 zyskały wtedy na wartości po ok. 39 procent. Tak duże wzrosty nie były spodziewane, a nastroje inwestorów nie były najlepsze po słabym poprzednim miesiącu. Warto podkreślić, że styczeń przynosił bardzo dobre wyniki po latach dużych spadków. Stopy zwrotu z pierwszych tygodni lat 1996, 1999 oraz 2002 są najlepsze w historii. Na wyniki te z pewnością miała wpływ przebudowa i dostosowywanie struktury portfeli do nowych strategii inwestycyjnych. Rynki były wyprzedane, akcje dobrych fundamentalnie firm z niską wyceną aż prosiły się o kupno.
Nie każdy styczeń rozpieszczał inwestorów. Najgorszy był początek bieżącego oraz 1995 roku. Główne indeksy giełdowe straciły wtedy po kilkanaście proc. wartości. W pozostałych latach ewentualne straty nie przekraczały kilku procent. Mimo wszystko, historycznie styczeń przynosił inwestorom większe zyski od grudnia.
Nie na spółkach ze wszystkich sektorów inwestorzy mogli przyzwoicie zarobić na przełomie kolejnych lat. Szczególnie niekorzystnie na tle innych wypada sektor spożywczy. Spółki do niego zaliczane dawały w grudniu i styczniu średnio ok. 2-procentową stopę zwrotu. Najlepiej wypadły zaś spółki informatyczne, których akcje drożały po 7 procent w każdym z analizowanych miesięcy. Ciekawy jest fakt, że średnia całoroczna stopa zwrotu dla firm z sektora spożywczego jest dwukrotnie wyższa od zysku, jaki mogła przynieść inwestycja w firmy informatyczne.
Zakup akcji z jednego sektora na okres 1-2 miesięcy jest bardzo ryzykowny. Mamy tu bowiem do czynienia raczej ze spekulacją. O tym, jak wiele można stracić, przekonali się w grudniu 2006 roku posiadacze portfeli złożonych głównie z firm wchodzących w skład indeksu WIG-Spożywczy. Stracili oni ok. 16% mimo, że cały rynek zakończył miesiąc na minimalnym plusie. Przykładów takich jest więcej, np. w styczniu 2003 roku akcjonariusze banków nie mieli powodów do zadowolenia.
Trudno prognozować, co przyniesie nadchodzący „rajd świętego Mikołaja”. Straty w bieżącym roku są już nie do odrobienia. Zarządzający funduszami inwestycyjnymi zapewne się z tym pogodzili, wiedzą także, że na premie podobne do ubiegłorocznych nie mają już szans. Trudno zatem oczekiwać nagłego wzrostu popytu. Z drugiej jednak strony nasz rynek porusza się zgodnie z trendem ogólnoświatowym. Ewentualne wzrosty w USA czy też zachodniej Europie z pewnością przekładać się będą na poprawę nastrojów na naszej giełdzie. Styczeń zaś może okazać się ciekawy. O ile nie ma już większego sensu w zmniejszaniu strat w bieżącym roku, to 2009 wypadałoby zacząć pozytywnym impulsem. Inwestorzy mogą się zatem jeszcze trochę wstrzymywać z zakupami. Najbliższe tygodnie pokażą, który ze scenariuszy się spełni.