Data: 16 czerwca 2008
Inwestowanie w sztukę kojarzyć się może z czymś elitarnym i trudno dostępnym. Tak było przez długie lata. Początkowo było ono częścią oferty skierowanej do zamożnych klientów bankowości prywatnej: Private Banking oraz Wealth Management. Podobnie jednak jak inne usługi finansowe, tak i inwestowanie w sztukę (Art Banking) staje się coraz popularniejsze. Sprzyja temu zarówno bogacenie się społeczeństwa jak i przenoszenie najlepszych wzorców z bardziej rozwiniętych rynków. Czy inwestowanie w sztukę może być realną alternatywą dla lokat bankowych czy funduszy inwestycyjnych? Co warto wiedzieć nim zostaniemy szczęśliwymi posiadaczami obrazu lub rzeźby?
Najprostszym, ale wymagającym największych środków finansowych będzie z pewnością skorzystanie z usług Art Banking. Możemy wówczas liczyć na pełną obsługę, począwszy od znalezienia atrakcyjnego dzieła, poprzez pomoc w jego zakupie, ubezpieczeniu, aż po bezpieczny transport we wskazane miejsce. To forma przeznaczona dla najzamożniejszych klientów, którzy niekoniecznie muszą znać się na sztuce. Dzięki pomocy specjalistów mogą uzupełnić swój portfel inwestycyjny, a przy okazji czerpać przyjemność z posiadania pięknego obrazu bądź rzeźby.
Inwestor tego typu może traktować obraz sentymentalnie nie myśląc o zarobku lub wręcz przeciwnie, idąc za radą doradcy kupuje to, co jest w modzie, nie bacząc na walory estetyczne dzieła.
Drugim sposobem inwestowania w sztukę jest inwestowanie poprzez zakup udziałów, np. akcji firmy wyspecjalizowanej w tej formie inwestycji. Zazwyczaj odbywa się to w ten sposób, że firma X zbiera od inwestorów kapitał, który następnie inwestuje w kupno obrazów, rzeźb itp. Wraz ze wzrostem wartości dzieł sztuki rośnie wartość udziałów będących w posiadaniu inwestorów.
Usługi tego typu oferuje np. spółka New World Art Collectors wchodząca w skład New World Alternative Investments – www.nwai.pl oraz Stilnovisti www.stilnovisti.pl .Aby rozpocząć przygodę z inwestowaniem w sztukę za pośrednictwem firmy Stilnovisti wystarczą aktywa rzędu 3 tys. zł rocznie.
Modę na inwestowanie w sztukę stara się wykorzystać spółka Art NEW Media posiadająca galerię w Warszawie. Oferta galerii dostępna jest również na stronie internetowej spółki. Art NEW Media świadczy usługi doradztwa w zakresie inwestowania w sztukę. Jest również wydawcą miesięcznika sztuka.pl. W najbliższym czasie spółka planuje debiut na alternatywnym rynku giełdowym New Connect. Pozyskany kapitał chce przeznaczyć m.in. na zakup dzieł sztuki oraz rozszerzenie oferty doradztwa i czasowego udostępniania dzieł sztuki.
Samodzielne inwestowanie w sztukę wymaga znajomości tematu, czasu, pieniędzy. Jest z pewnością najtrudniejszą z form inwestowania w sztukę. Musimy śledzić trendy, odwiedzać galerie, brać udział w wernisażach, aukcjach. Znać i obracać się w towarzystwie osób z branży: marszandzi, artyści, właściciele galerii, stali bywalcy aukcji. Dopiero wówczas możemy liczyć na udane transakcje.
Inwestowanie w sztukę ma jedną niezaprzeczalną przewagę nad inwestowaniem w akcje.
Kupując akcje nabywamy tak naprawdę zapis na rachunku maklerskim. Kupując obraz mamy coś namacalnego, materialnego. Coś, co możemy powiesić na ścianie i oglądać każdego dnia. Tego uczucia nic nam nie zastąpi. Kiedy spada wartość akcji możemy albo je sprzedać minimalizując straty, albo nie przejmować się chwilowymi wahaniami i trzymać je traktując jako inwestycję długoterminową.
W przypadku obrazu jego wartość zależy w znacznej mierze od panującej mody na dzieła danego artysty, jak również od panującej koniunktury. Są okresy, w których tzw. ruch w branży jest duży, ale są też lata słabsze. Jeśli akurat wtedy zechcemy wystawić nasz obraz na aukcję za cenę wyższą niż ta, którą za niego zapłaciliśmy, możemy nie znaleźć nabywcy lub znajdzie się chętny, lecz za cenę sporo niższą niż nasze oczekiwania.
Pozostaje nam wówczas porzucić myśl o sprzedaży dzieła i cieszyć się jego obecnością w domu do czasu, aż nadejdzie bardziej sprzyjający moment do sprzedaży.
Najgorsze co można zrobić, to chcieć sprzedać obraz za wszelką cenę, np. ze względu na kłopoty finansowe. Wówczas nasze dzieło staje się okazją, bo uzyskana cena nie odzwierciedla prawdziwej wartości.
1. Ryzyko kradzieży lub zniszczenia dzieła
W odróżnieniu od papierów wartościowych nasz obraz jest przedmiotem podatnym na zakusy złodziei oraz jest wrażliwy na warunki atmosferyczne. Przed kradzieżą możemy się zabezpieczyć wykupując ubezpieczenie, ale musimy również zadbać o to, aby nasze dzieło nie spoczywało w wilgoci (piwnica), nie było wystawione na ostre światło (słońce). W przeciwnym razie jego wartość szybko zmaleje.
2. Problem autentyczności nabywanych dzieł
Podobnie jak przy kupnie samochodu tak i przy kupnie obrazu musimy sprawdzić jego stan prawny oraz autentyczność. O ile trudno się spodziewać, aby na aukcji oferowano obraz zgłoszony jako skradziony, o tyle z autentycznością może być różnie. Przed zakupem dzieła warto zapoznać się z jego oznaczeniem i w razie potrzeby zasięgnąć opinii eksperta od oceny autentyczności dzieł.
Polska nie ma jeszcze wypracowanych standardów jeśli chodzi o zdobywanie uprawnień eksperta.
Mówiąc najprościej, zbyt łatwo nim zostać, co powoduje czasem różne interpretacje co do autentyczności dzieła. Musimy o tym pamiętać.
Problemu nie ma w przypadku sztuki żyjącego autora. Zawsze można starać się do niego dotrzeć i zapytać o autentyczność dzieła. Gorzej, jeśli kupujemy obraz sprzed 100 lat, którego autor nie żyje, a styl jego malarstwa jest bardzo popularny. Tak popularny, że doczekał się lepszych lub gorszych naśladowców. Dlatego jeśli zdecydujemy się na zakup dzieła wybranego autora, sprawdzajmy dobrze opisy znajdujące się w katalogach aukcyjnych. Jeśli zamiast imienia i nazwiska artysty widnieje pseudonim lub dodatkowy opis zawierający następujące słowa: styl, szkoła, według, istnieje duże prawdopodobieństwo falsyfikatu. Jeśli do tego obraz ma stosunkowo niewielką cenę (okazja), lepiej trzymać się od niego z daleka.
3. Gusta się zmieniają
Ostatnim, kto wie czy nie najważniejszym czynnikiem ryzyka jest zmiana upodobań inwestorów co do danego rodzaju sztuki lub swoistej mody na danego artystę. Rynkiem sztuki rządzą cykle. Coś, co było „trendy” dwa lata temu, dziś może mieć problem ze znalezieniem kupca. Popyt na dzieła sztuki zależy również od panującej koniunktury gospodarczej. W czasach jej pogorszenia wielu klientów może wstrzymywać się z decyzją o kupnie, przez co trudno znaleźć nabywcę, jeśli akurat zechcemy sprzedać posiadane dzieło. Nie sugerujmy się nigdy danymi historycznymi. Jeśli przeczytamy informację, że dzieła autora X podrożały w ostatnich 10 latach pięciokrotnie, nie daje nam to żadnych gwarancji podobnych zysków za kolejne 10 lat. Wówczas pozostaje jedynie czynnik emocjonalny. Mamy satysfakcję z posiadania dzieła, ale i świadomość, że za kilka lat może ono być warte mniej, niż w chwili zakupu.
Eksperci od rynku sztuki zalecają, aby bez względu na panujące mody, posiadany kapitał i wiedzę traktować inwestowanie w sztukę jako atrakcyjne uzupełnienie naszych inwestycji. Wartość środków przeznaczana na tą formę lokowania oszczędności powinna zawierać się w przedziale 5-15%.
Podobnie jak kilka lat temu swego rodzaju modą stało się inwestowanie w fundusze inwestycyjne, tak obecnie staje się nią, obok inwestowania w złoto i lokaty strukturyzowane, inwestowanie w sztukę. Polacy stają się coraz bogatsi i po zaspokojeniu większości potrzeb materialnych, jak dom, drogi samochód, poszukują nowych dóbr. Obserwując rynek nieruchomości czy motoryzacyjny wyraźnie widać, że kupno apartamentu czy domu za 2-3 mln zł dla coraz większej grupy Polaków nie jest niczym nadzwyczajnym. Podobnie jak kupno Porsche czy BMW za 300-400 tysięcy złotych.
A jeśli kogoś stać na dom i Porsche, stać go też na obraz. Trzeba tylko dotrzeć do takiej osoby i pokazać jej możliwości, jakie stwarza inwestowanie w sztukę. Przekonać ją, że obraz prócz dekoracji może być dobrą lokatą kapitału.
Inną, nową formą inwestowania jest kupowanie dzieł sztuki do dekoracji wnętrz biur zamożnych biznesmenów lub instytucji finansowych np. banków. Dla ich posiadaczy oznacza to prestiż i chęć codziennego obcowania ze sztuką oraz dzielenia się nią z kontrahentami. Często dzieła takie zmieniają właściciela podczas aukcji charytatywnych. Kupujący wówczas bardziej kieruje się głosem serca, niż aspektem biznesowym takiej operacji. Taka transakcja może być też elementem PR.
Informacja prasowa o kupnie na aukcji charytatywnej dzieła sztuki buduje pozytywny wizerunek nabywcy.
Moda na inwestowanie w sztukę ma jednak drugie dno. Podobnie jak każda inna forma inwestycji także i tu może dojść do tzw. „przegrzania” rynku, czyli przewartościowania wielu prac, co w rezultacie może doprowadzić do spadków na całym rynku. Mówiąc najprościej, jeśli zbyt wiele osób w krótkim czasie będzie chciało kupić dzieła ograniczone ilościowo, będzie musiało za nie przepłacić.
Taka sytuacja miała miejsce na rynkach akcji i funduszy inwestycyjnych w połowie 2007 roku.
O tym, jak to się kończy, możemy się przekonać obserwując obecną sytuację na tych rynkach.
Z całą pewnością rynek ten będzie zyskiwał na popularności ze względu na rosnący poziom zamożności Polaków oraz wciąż bardzo słabo rozwinięty segment rynku, co daje mu duży potencjał. Rynek sztuki nie osiągnie popularności porównywalnej z rynkiem funduszy inwestycyjnych, ale na stałe wpisze się do świadomości inwestorów jako ciekawa alternatywa dla inwestycji np. w akcje. Kiedy przeczytamy o aukcjach w największych domach aukcyjnych świata jak Sotheby`s i Christie’s, dowiemy się, że za jedno dzieło płacone są sumy rzędu 50-70 mln USD. W maju bieżącego roku jeden z najbogatszych ludzi na świecie, Rosjanin Roman Abramowicz, kupił obrazy za, bagatela, 120 mln USD (250 mln zł). To tylko pokazuje, jak gigantyczne pieniądze wchodzą w grę przy okazji inwestycji w sztukę. Patrząc na polski rynek, gdzie duże transakcje opiewają na kilkaset tysięcy złotych, można się cieszyć, że Roman Abramowicz nie odwiedził jeszcze Polski. Jego apetyt na krajowe dzieła mógłby okazać się opłakany w skutkach dla krajowych kolekcjonerów. Póki co, chronią nas przed tym przepisy prawne co do wywozu dzieł sztuki zakupionych przez obcokrajowców.
Trudno o lepszą reklamę polskiej sztuki niż obecność na zagranicznych wystawach i aukcjach takich nazwisk jak: Abakanowicz, Bujnowski, Sasnal czy Uklański. Polskie prace zyskały już uznanie wśród zagranicznych znawców tematu. Jednym z przełomowych kroków dla polskiego rynku dzieł sztuki byłoby z pewnością otwarcie polskiej filii przez jednego ze światowych gigantów wśród domów aukcyjnych. Dla zamożnych, zagranicznych inwestorów byłby to znak, że Polska staje się liczącym graczem na tym elitarnym rynku. Napływ kapitału z pewnością pobudziłby rynek zwiększając popyt, a tym samym zwiększyłby ceny dzieł.
Tomasz Bar, właściciel portalu www.FinanseOsobiste.pl