Data: 20 lipca 2011
W ostatnich latach można zauważyć ogromne zainteresowanie tzw. social responsible investment (inwestowanie odpowiedzialne społecznie). Fundusze inwestujące w spółki promujące zrównoważony rozwój rosną jak grzyby po deszczu, a sam pomysł okazał się światowym fenomenem. Jedynie w USA 10% funduszy powierniczych potwierdza kierowanie się kryteriami zrównoważonego rozwoju.
Tym ciekawsze jest rosnące zainteresowanie innym typem inwestowania – inwestowaniem w grzech. Mianem funduszy grzechu (vice funds) określa się firmy inwestycyjne, których aktywa należą do sektorów uważanych za społecznie i moralnie nieodpowiedzialne (tzw. sin stocks). Głównymi obiektami zainteresowań takich funduszy są: przemysł tytoniowy, alkoholowy i zbrojeniowy oraz hazard. Okazuje się, że te cztery sektory przynoszą wyniki dużo lepsze od rynku. By zweryfikować tę hipotezę, zebrano dane z 37 lat i 21 krajów. „Grzeszny” portfel przyniósł zyski w wysokości 19% rocznie, co daje 11 punktów procentowych przewagi nad rynkową stopą zwrotu. Nic więc dziwnego, że sektorami tymi zainteresowało się wielu inwestorów, na czele z finansowym guru Warrenem Buffetem, którego fundusz - Berkshire Hathaway – był w latach 2004-2008 jednym z głównych udziałowców firmy Anheuser-Busch, posiadającej 50% rynku piwa w Stanach Zjednoczonych, odpowiedzialnej za takie marki jak Budweiser i Beck’s.
Fundusz Grzechu S.A.
Najsłynniejszy fundusz grzechu, od którego cały przemysł wziął swą dzisiejszą nazwę to założony w 2002 roku Vice Fund. Większość - uważanych za grzeszne - funduszy inwestuje przeważnie małą część swoich pieniędzy w alkohol, papierosy, hazard, broń i pochodne. W przeciwieństwie w portfelu Vice Fund to właśnie te spółki grają pierwsze skrzypce i to one decydują o zyskowności funduszu. W swej krótkiej historii fundusz zanotował godne pozazdroszczenia wyniki. Gdy w latach 2003-2007 S&P stracił w sumie 14,05%, część portfela funduszu poświęcona hazardowi odnotowała wynik 145,13%. Spółki produkujące wyroby alkoholowe i tytoniowe dały zarobić inwestorom odpowiednio 46% i 56%. Jedynie przemysł zbrojeniowy nie spełnił pokładanych w nim nadziei i odnotował 6,6% straty (mimo iż w trzech pierwszych latach całkowita stopa zwrotu wynosiła 22,7%).
Świetne wyniki funduszu przysporzyły mu wiele uwagi w mediach biznesowych. Inwestorzy oczekiwali że rok 2008 będzie nie gorszy niż dotychczasowe. Nic bardziej mylnego. Stopa zwrotu -41,57% była ogromnym szokiem i rozczarowaniem. Do tak słabego wyniku przyczyniły nie związane z fundamentalną wyceną spadki akcji spółek alkoholowych i tytoniowych. Największy cios otrzymał jednak przemysł hazardowy. Ekskluzywne kasyna okazały się być silnie skorelowane z turystyką, która w latach 2007-2008 poszybowała w dół, ciągnąc za sobą dużą część spółek hazardowych. Ostatecznie Vice Fund uplasował się parę punktów procentowych powyżej S&P, jednak dla akcjonariuszy była to zapewnie marna pociecha. Mimo tak dużego spadku, firmie udało się odbić w roku 2009 i ostatecznie osiągnąć zadowalający wynik 11,3% rocznej stopy zwrotu w latach 2003-2009.
W obecnej chwili Vice Fund trzyma w swoim portfelu akcje 36 spółek, do których należą między innymi: Altria Group (L&M, Malboro), Calsberg Group, Diageo (Johnnie Walker, Smirnoff, Guiness) oraz Lockheed Martin (największy na świecie dostawca uzbrojenia, producent m.in. używanych w Polsce F-16). Co ciekawe, przez pewien okres 5% portfela funduszu stanowiły firmy zajmujące się sprzedażą i dystrybucją gier komputerowych (Electronic Arts, THQ).
Co kryje się pod maską?
W powyższych akapitach wykazano wyraźny potencjał „grzesznych” spółek i funduszy. Warto zastanowić się, jakie czynniki wpływają na ich przewagę nad rynkiem. Powody te możemy podzielić na trzy główne kategorie:
- Wycena niewspółmierna do fundamentów
- Siła popularnych marek pośród konsumentów
- Rządowe regulacje
Zajmijmy się pierwszą z nich. Okazuje się, że spółki z czterech omawianych sektorów czerpią siłę z samego faktu bycia w tych sektorach. Wielu inwestorów instytucjonalnych w USA, jak fundusze emerytalne i uniwersyteckie mają zakaz inwestowania w branże uważane za szkodzące społeczeństwu. Zwykli inwestorzy też niechętnie nabywali takie akcje. Mniejszy popyt na akcje zbił ceny, czym stworzył świetną okazję dla rozważnych inwestorów. Teraz, gdy o sin stocks robi się głośno, cena wraca do fundamentów i akcjonariusze zbierają owoc swojej inwestycji. Jest to znane wszystkim (lecz jak się okazuje zapominane) „buy low, sell high”.
Warto więc może przyjrzeć się fundamentom. Firmy z czterech grzesznych sektorów są niczym innym jak blue chipami. Szybki rzut oka na marki wspomniane we wcześniejszych akapitach uświadamia nam, że są to spółki, z których produktami spotykamy się na co dzień. Stałe duże przepływy pieniężne, ustabilizowana pozycja na rynku i niskie koszty produkcji, połączone z wysokimi marżami, czynią je świetną inwestycją. Jeff Middleswart, prezes Vice Fund, wypowiedział się na ten temat pod koniec zeszłego roku, stwierdzając: „Są to spółki posiadające cechy które są pożądane przez wszystkich na rynku, a jednak my nabywamy je po promocyjnej cenie. Jest to możliwe, gdyż pewni ludzie nie chcą lub nie mogą ich kupić”
Lojalność czy uzależnienie
Wspomniane wcześniej wysokie marże są jedną z głównych sił napędowych w tych sektorach. „Grzeszne” biznesy cechują się rzadko spotykaną lojalnością wobec marki. Mimo ogromnych marż klienci są skłonni płacić za dany produkt. Dla przykładu: maszyny w kasynie zatrzymują 12 gr z każdej wydanej złotówki. Koszt wytworzenia papierosa wynosi w przeliczeniu 11 gr. Mimo to ogromny rynek alkoholu i tytoniu trzyma się mocno, zaś hazard, szczególnie internetowy, pozyskuje coraz więcej nowych członków. Zyski z tego ostatniego w ciągu ostatniej dekady rosły w zaskakującym tempie, przekraczając w 2009 roku kwotę 26 miliardów dolarów. Rosnący i nieelastyczny popyt daje przedsiębiorstwom ogromne możliwości kształtowania cen (pricing power), bez obawy o utratę klientów.
Co więcej, jak potwierdzają wszystkie badania, w czasie turbulencji gospodarczych pozycja przemysłu tytoniowego i alkoholowego się umacnia. Ludzie mają tendencję do zwiększania konsumpcji środków odurzających i odpędzających stres, szczególnie wtedy, gdy sytuacja wydaje się beznadziejna. Niektórzy zarzucają więc firmom nieczułość i czerpanie zysków z ułomności ludzkiego charakteru. Same zaś firmy argumentują, że nie kreują popytu, a jedynie go zaspokajają. Z całą pewnością można powiedzieć, że taka strategia nie przyczyni się do popularności funduszy grzechu wśród odpowiedzialnych społecznie inwestorów.
Regulacje w służbie producenta
Od dwóch dekad rządy i organizacje pozarządowe, szczególnie w Europie i Stanach zjednoczonych, obrały sobie za cel zmniejszenie konsumpcji produktów i usług z omawianych sektorów. W tym celu rządy stosowały szereg regulacji ograniczających możliwości wejścia i ekspansji.
Regulacje te, w zamyśle służące interesowi konsumentów, generują ogromne prawne i finansowe bariery wejścia na rynek, co w jeszcze większym stopniu umacnia oligopolistyczną pozycję firm obecnych już na rynku.
Przykładem takich regulacji może być przemysł tytoniowy. By zniechęcić konsumentów do zakupu papierosów, zdelegalizowano większość form reklamy. W Europie od 1991 roku nie można reklamować tytoniu w radiu, prasie ani telewizji, od 2005 zostało to rozszerzone na wydarzenia sportowe, muzyczne oraz reklamę internetową. To samo tyczy się Stanów Zjednoczonych. Jak stwierdzono w raporcie z roku 1994 na temat palenia wśród młodzieży: „Gdy młodzi ludzie przestaną być nakłaniani do palenia, zjawisko to wymrze”. Jak możemy stwierdzić po 17 latach, do wymarcia mu daleko. Jednak regulacje przyczyniły się do związania rynku wokół jedynie garści dostępnych marek, będących w ręku kilku największych firm. Ciężko wejść na rynek, gdy nie ma możliwości stworzenia rozpoznawalnej marki i bazy konsumenckiej. Nic więc dziwnego że firmy wykorzystują otrzymane przywileje i egzekwują swoją siłę do kształtowania ceny.
Sytuacja ta nie jest jednak nieodwracalna. Coraz więcej stanów w USA, po okresie niechęci wobec hazardu, powraca do autoryzowania nowych kasyn. Większa liczba uczestników oznacza nie tylko to, że pula zysków jest dzielona na więcej osób. Konkurencja między kasynami sprowadzi też ceny do poziomu bliższemu ziemi. To oczywiście doprowadzi spadków cen spółek zaangażowanych w hazard. Dlatego też Jeff Middleswart drastycznie zmniejszył ekspozycję swojego funduszu na aktywa tych firm. Nie ma wątpliwości, że inni gracze zrobili lub zrobią to samo.
Co przyniesie przyszłość
Świetne wyniki funduszy i spółek grzechu w USA i Wielkiej Brytanii powodują rosnące nimi zainteresowanie w innych krajach. Niemiecka spółka Prosperia AG zakłada właśnie pierwszy fundusz grzechu u naszych zachodnich sąsiadów. Prosperia Mephisto 1, bo tak nazywa się nowy fundusz, ma dysponować 20 mln euro i po rozpoczęciu działać do 2016 roku jako zamknięty fundusz. Kto wie, być może do tego czasu i na GPW pojawi się fundusz grzechu?