English info

Elektrim, czyli niespełnione nadzieje Elefantów

Autor: Łukasz Wróbel

Data: 15 stycznia 2007

26 października 2006 roku, czwartek, godzina 22:00 – portalami finansowymi i internetowymi forami inwestorów wstrząsnęła wiadomość o wydarzeniu, które przez wiele lat wydawało sie nieskończenie odległe a nawet niemożliwe - Elektrim spłaca obligatariuszy! Na konta londyńskiej firmy Law Debenture Trust, powiernika obligacji wyemitowanych przez konglomerat, wpłynęła kwota 525 mln euro, która stanowiła znaczącą część należności Elektrimu wynikających z tytułu niewykupionych w terminie obligacji. Środki na spłatę długu giełdowa spółka pozyskała dzięki sprzedaży Deutsche Telekomowi udziałów w PTC za 604 mln euro, których (prawdopodobnie) była właścicielem.

Nadzieja...

Fakt, że tym razem sąd nie sprzeciwił się sprzedaży walorów natychmiast wywołał euforię wśród akcjonariatu Elektrimu, popularnie zwanego „Elefantami”, który na stronach internetowych forów giełdowych do późnych godzin nocnych liczył zyski, jakie zainkasuje na ponadprzeciętnym wzroście kursu jakże trafionej, jak sie miało niebawem okazać, inwestycji. I rzeczywiście, nie było powodów do zdziwienia tym wielkim optymizmem. Wszystkim inwestorom GPW chyba na zawsze zapadło w pamięć to, co działo się z kursem Elektrimu wiosną 2006 roku. Kurs wystrzelił o ponad 300% w ciągu zaledwie trzech tygodni na skutek informacji o zwycięstwie Elektrimu w sporze z Elektrimem Telekomunikacja i Vivendi o PTC. Pomijając fakt, iż cena akcji w równie szybkim tempie powróciła do punktu wyjścia, wiosenne zachowanie potwierdziło duże znaczenie informacji dla inwestora w przypadku opisywanego waloru.

...i rzeczywistość

O ile początek piątkowych notowań wskazywał, że wszystko szło zgodnie z planem, o tyle dalszy ich przebieg był z pewnością nie po myśli „Elefantów”. Pobudzony informacją popyt wywindował cenę otwarcia o ponad 40% w stosunku do wcześniejszego zamknięcia, ale w kolejnych godzinach sesji wycofywał się systematycznie, pozwalając na zamkniecie „już tylko” na ok. piętnastoprocentowym plusie i ogromne straty day-traderów. Można doszukiwać sie wielu przyczyn takiego a nie innego przebiegu piątkowych notowań popularnego „Elka”. Z pewnością nie sprzyjała ogólna atmosfera na GPW (tego dnia WIG20 zanotował ponad 3% spadek). W miarę jej poprawy można było wyczekiwać opóźnionego wybicia. Można także wysunąć twierdzenie, że rynek zachował się racjonalniej i dojrzałej niż wiosną w podobnej sytuacji. Zdyskontował więcej czynników niż jedną informację: niezażegnane spory z Elektrimem Telekomunikacja i Vivendi czy brak jasnej strategii działania konglomeratu. Można w końcu przypisać Elektrimowi irracjonalne, czysto spekulacyjne i oderwane od fundamentów zachowanie, a inwestycje w jego akcje porównać do kupna zakładu Dużego Lotka (i to bez kumulacji!).

Rekomendacja: „Obserwuj”

Jeżeli tak to, po co w ogóle zwracać uwagę na tę spółkę? Przecież każdy szanujący się inwestor winien stronić od takich „trupów”, tym bardziej, że „zakup walorów Elektrimu pozwala zostać milionerami tylko tym, którzy wcześniej byli... miliarderami ”, parafrazując jedno ze zgryźliwych giełdowych porzekadeł. A może to nie tak... A może każdy inwestor powinien obserwować te papiery wartościowe, które dawały zarobić i które mają potencjał, a każdy chyba przyzna, że Elektrim ma taki bez względu na swoją... wyróżniającą się sytuację prawnoekonomiczną. Może właśnie teraz „tygrys pręży sie do skoku”? Pytanie tylko, w którą stronę. Konia z rzędem temu, kto zna odpowiedź.