English info

Rosja: koszty wojny

Autor: Maciej Pyka

Data: 11 lutego 2015

16 stycznia tego roku agencja ratingowa Moody’s obniżyła wiarygodność kredytową Rosji do poziomu Baa3 - czyli tylko jeden poziom powyżej „śmieciowego” – sugerując jednocześnie, że w przyszłości może dojść do kolejnej degradacji. Tym samym nasi wschodni sąsiedzi są już oficjalnie na drodze do gospodarczej zapaści stanowiącej w znaczniej mierze koszty prowadzonej na wchodzie Ukrainy wojny. Patrząc wstecz na rok 2014, widać, że retorsyjna polityka przyjęta przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone wobec Rosji okazała się dużo sprytniejsza i dotkliwsza niż można było przypuszczać.

Rosja2

Początkowe sankcje były raczej ostrzeżeniem i nawet sam prezydent Putin żartował, że nie ma konta w zachodnim banku, które można by zamrozić. Kolejne fale sankcji, które nastąpiły po nasileniu działań wojskowych w Donbasie i zestrzeleniu przez separatystów malezyjskiego samolotu pasażerskiego miały już większy oddźwięk. Szczególnie bolesne było m.in. odcięcie rosyjskich banków od zewnętrznego finansowania, jako że sektor energetyczny tego kraju w znacznej mierze polega na finansowaniu długiem. Z kolei embargo, którym odpowiedział Kreml, okazało się zgubne przede wszystkim dla przeciętnego Rosjanina – zakaz przywozu zachodnich produktów spożywczych znacznie podwyższył koszty żywności na rosyjskim rynku. Największym ciosem był jednak spadek cen ropy naftowej, a w konsekwencji i gazu ziemnego (którego cena z przyczyn historycznych zachowuje się podobnie do cen ropy), który rozpoczął się w ostatnich miesiącach minionego roku. Spadający międzynarodowy popyt oraz stabilne, lepsze niż oczekiwano, dostawy z pogrążonych w niepokojach społecznych Libii i Iraku z pewnością przyczyniły się do potanienia baryłki, ale uwagę zwraca przede wszystkim działalność USA. Kraj ten przyzwyczaił światowe rynki do niewykorzystywania znacznej części swoich zasobów naturalnych, zaś w zeszłym roku zwiększył wydobycie czarnego złota, jednocześnie zmniejszając import. Kraje OPEC mogłyby co prawda zmniejszyć własną produkcję, przywracając tym samym ceny do wcześniejszych poziomów, jednak w uproszczeniu oznaczałoby to poświęcenie ich dochodów dla dobra nienależącej do tej grupy Rosji, która we wspomnianej organizacji nie ma wielu sojuszników. Dodatkowo, Arabia Saudyjska, będąca odpowiedzialna za ponad 25% produkcji OPEC, posiada gigantyczne rezerwy finansowe, więc może spokojnie przeczekać obecny okres. W efekcie wielkimi przegranymi okazali się Iran i Rosja, czyli dwa państwa, z którymi USA nie miało ostatnimi czasy najlepszych relacji i ciężko uznać za przypadek, że Amerykanie postanowili zmienić swoją wieloletnią politykę energetyczną akurat wtedy, gdy prezydent Putin zaczął destabilizować wschodnią Europę.

Podatki ze sprzedaży ropy naftowej i gazu ziemnego stanowią połowę budżetu naszych wschodnich sąsiadów, który w 2014 r. zaplanowany był przy założeniu, że ropa będzie warta 100 USD za baryłkę, co było stanem, jaki zaobserwować można było w ostatnich pięciu latach. Spadek ceny czarnego złota do 50 USD za baryłkę oznaczał więc tragiczny wynik finansowy za zeszły rok. Kolejnym problemem okazała się zapoczątkowana przez konflikt na Ukrainie ucieczka kapitału z rosyjskiego rynku finansowego, która w 2014 wyniosła około 151,5 miliarda USD, co w połączeniu ze spadkiem cen ropy i gazu doprowadziło do deprecjacji rosyjskiej waluty o ponad 30% na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy. Osłabienie rubla przyczyniło się z kolei do inflacji, której wartość rok do roku za listopad wyniosła ponad 9%, zaś za cały 2014 prawie 7,5%. Chociaż cały miniony rok był kiepski dla rosyjskiej gospodarki, to dopiero czwarty kwartał przyniósł większość z opisanych powyżej katastrof. Był to również okres, w którym uwydatniła się bezbronność Moskwy wobec sytuacji na światowym rynku – warto chociażby wspomnieć o nieudanej próbie ratowania ceny rubla w połowie grudnia, kiedy to mimo podwyżki stóp procentowych do 17% (poziomu ostatni raz widzianego w 1989, kiedy kraj zbankrutował) nie udało się powstrzymać jego dalszej przeceny. Podsumowując, wszystkie te problemy składają się na bardzo ponurą perspektywę roku 2015, czego w pełni świadome są władze tego kraju – w połowie stycznia rosyjski minister finansów Anton Siluanow przyznał, że PKB jego ojczyzny prawdopodobnie spadnie w tym roku o 4%. Co więcej, mówiąc, że sytuacja ustabilizuje się w przeciągu dwóch lat przy założeniu powrotu cen ropy do 70 USD za baryłkę, przyznał otwarcie, że przyszłość rosyjskiej gospodarki jest uzależniona od cen czarnego złota. Przy obecnej cenie, która utrzymuje się poniżej 50 USD, realizacja tego planu oznacza konieczność wzrostu o prawie 50%.

Problemy gospodarcze, jakim musi stawić czoła Rosja są co prawda następstwem prowadzonej na Ukrainie wojny, jednak ciężko nie zauważyć, że jest to w znacznej mierze zapaść na własne życzenie. Aneksja Krymu i wspieranie separatystów było oczywiście świadomą decyzją Kremla, ale jednocześnie można odnieść wrażenie, że Rosja wybrała model gospodarczy, który czyni ją niebywale zależną od zewnętrznych czynników. Tragedia gospodarki tego kraju polega na tym, że mimo wielkiego kapitału społecznego i ekonomicznego skoncentrowana jest na sektorze energetycznym. Licząca około 144 milionów populacja, dobre uczelnie wyższe, względny porządek, jaki po upadku ZSRR zapewniły rządy Władimira Putina oraz przyjęcie – co prawda nieco kulawego – kapitalizmu, są w znacznej mierze ignorowane przez gospodarczą politykę rządu, uparcie skoncentrowaną na ropie i gazie. W minionych latach pojawiały się co prawda głosy, że inne przedsiębiorstwa zaczęły wspierać sektor energetyczny w jego roli fundamentu rosyjskiej gospodarki, jednak 2014 pokazał, że sytuacja ekonomiczna naszego wschodniego sąsiada wciąż jest pochodną ceny baryłki Brent. O stan rosyjskiej gospodarki można oskarżać również tzw. chorobę holenderską, czyli zjawisko wysysania przez dochodowy sektor surowcowy kapitału i pracy z innych gałęzi gospodarki. Jak pokazują ostatnie wydarzenia, istotnym zagrożeniem płynącym z tego procesu jest zwiększone ryzyko wstrząsów gospodarczych będących następstwem małej dywersyfikacji gospodarczej – prawdopodobieństwo spadku ceny dwóch skorelowanych ze sobą surowców jest dużo większe niż nagłej recesji we wszystkich sektorach wysoko rozwiniętej, zróżnicowanej gospodarki. Co gorsza, Rosjanie nie są nawet szczególnie sprawni w wydobywaniu wspomnianych bogactw naturalnych. Technologia używana przez firmy pochodzące z tego kraju pozwala na wydobycie znacznie mniejszego procentu złoża niż ma to miejsce w wypadku ich zachodnich konkurentów. Ostatecznie warto wspomnieć, że wzrost gospodarczy wcale nie został stłumiony przez wojnę na Ukrainie – rosyjska gospodarka zaczęła hamować już w 2012 roku. Analogicznie, chociaż prezydent Putin stara się obecnie nakłonić miliarderów do powrotu do Rosji, znajdowałby się dzisiaj w lepszej sytuacji, gdyby w czasach pokoju nie dawał im tylu powodów, żeby opuścić rządzony przez niego kraj.

 

Komentatorzy spekulują, że jeżeli sytuacja gospodarcza, a w konsekwencji standardy życia będą się wciąż pogarszały, w końcu odbije się to na popularności prezydenta Putina i za rok czy dwa może kosztować go nawet utratę władzy. Mimo, że ten scenariusz wydaje się prawdopodobny, ciężko go uznać za pożądany nawet przez kraje niechętne Moskwie. Po pierwsze, nikt nie gwarantuje, że prezydent Putin spokojnie zrzeknie się stanowiska – być może nie zachowa się jak jego syryjski sojusznik Baszszar al-Asad, jednak potencjalna walka rządu z opozycją prawdopodobnie nie obędzie się bez ofiar. Po drugie, wyborcy, których sytuacja życiowa zepchnęła na granicę przeżywalności, nie dokonują zwykle racjonalnych wyborów. Władimir Putin również zdobył władzę na fali zapaści gospodarczej, a poprzedzający go Borys Jelcyn był – jak pokazuje historia – dużo bardziej pokojowym i ugodowym przywódcą. Ostatecznie Rosja jest istotną częścią światowej gospodarki i ewentualna recesja, czy co gorsza niewypłacalność odbije się negatywnie na wszystkich jej partnerach handlowych, z polskimi eksporterami jabłek włącznie. Innymi słowy, niezależnie od polsko-rosyjskich relacji i wojny na Ukrainie, warto pamiętać, że posępne prognozy, z jakimi Rosja powitała 2015 rok mogą być równie złowrogie dla reszty świata. Koszty tej wojny możemy być zmuszeni pokryć wspólnie.