English info

Ukraina: na Wschodzie bez zmian

Autor: Maciej Pyka

Data: 18 stycznia 2014

Ostatnie miesiące były udane dla Rosji. We wrześniu prezydent Putin zdołał wykorzystać słabość USA i uratować reżim swojego syryjskiego sojusznika Baszszara al-Asada, jednocześnie wpychając się na tron „mocarstwa odpowiedzialnego za Bliski Wschód”. W okresie Świąt Moskwa efektywnie ociepliła swój wizerunek przed zimową olimpiadą w Soczi, wypuszczając z łagrów nałapanych przez ostatnie lata ekologów, muzyków i innych przestępców. Wolność odzyskał nawet oligarcha Michaił Chodorkowski (na kilka dni przed końcem swojego wyroku, w Dzień Czekisty – Putinowi nie da się odmówić poczucia humoru). Natomiast 17 grudnia 2013 r. za 15 miliardów dolarów pożyczki oraz tańszy gaz Rosjanie kupili sobie posłuszeństwo prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza.

Ukraina

 Porozumienie pomiędzy oboma krajami było zwieńczeniem sporu, który zaczął się w sierpniu 2013 roku, kiedy Rosja nałożyła na Ukrainę sankcje gospodarcze w odpowiedzi na plany podpisania przez ten kraj umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. W wyniku ograniczenia importu przez Rosjan ukraińska produkcja przemysłowa spadła w kolejnych miesiącach o 5%, więc 21 listopada nasz wschodni sąsiad odstąpił od prac nad umową stowarzyszeniową, co z kolei zaowocowało prounijnymi demonstracjami na kijowskim Placu Niepodległości (Majdan Niezałeżnosti). Seria społecznych niepokojów i demonstracji, które od tego czasu objęły wiele miejsc na Ukrainie, została od słynnego placu nazwana Euromajdanem, zaś po interwencji policji nabrała antyrządowego wydźwięku i zaowocowała licznymi brutalnymi próbami pacyfikacji. Według opozycji w największych demonstracjach wzięło udział nawet milion osób, zaś manifestanci wkrótce zyskali uwagę światowych mediów oraz poparcie niektórych europejskich i amerykańskich polityków. W odpowiedzi Wiktor Janukowycz wziął udział w obradach okrągłego stołu, podczas których m.in. nie transmitowano wypowiedzi opozycji, zaś przedstawiciela środowisk studenckich odegrał członek młodzieżówki przewodzonej przez prezydenta Partii Regionów. Obrady nie doprowadziły do żadnych istotnych ustępstw ze strony rządu, zaś 17 grudnia w Moskwie podpisano wspomniane wcześniej ukraińsko-rosyjskie porozumienie. W świetle tych wydarzeń można co prawda pogratulować prezydentowi Putinowi utrzymania istotnej strefy wpływów w regionie, jednak ciężko jest nie ulec wrażeniu, że również Janukowycz zrobił na tym całkiem niezły interes, jako że rosyjska pomoc, w przeciwieństwie do pożyczek od Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF) czy obietnicy unijnych funduszy spójności, nie jest obarczona żadnymi oficjalnymi umowami ani koniecznością reform. W tym momencie warto wspomnieć, że za swoją pomoc IMF domagał się dużych cięć budżetowych oraz podniesienia cen gazu o 40%, zaś Unia Europejska wskazywała na słabość ukraińskiego prawa i demokracji (czego ilustracją niech będzie uwięzienie byłej premier Julii Tymoszenko). Wybierając moskiewską propozycję, prezydent Janukowycz musiał co prawda odrzucić unijne porozumienie o współpracy i prawdopodobnie zmuszony będzie w przyszłości przystąpić do rosyjskiej strefy wolnego handlu, jednak nic nie wskazuje na to, że nie było to jego zamiarem od samego początku.

Niezależnie od tego, co Moskwa dostanie za swoje pieniądze, nie ulega wątpliwości, że Ukraina rozpaczliwie ich potrzebuje. Bez pożyczki i taniego gazu nasz wschodni sąsiad może zbankrutować tej zimy, a warto zaznaczyć, że potencjalna niewypłacalność jest tylko wierzchołkiem tej posowieckiej góry lodowej. Istnieją opinie, że Ukraina przypomina Polskę sprzed 20 lat, jednak jest to uprzejmy eufemizm. Po upadku Związku Radzieckiego w 1991 r. Ukraina doświadczyła ośmiu lat kryzysu, w trakcie którego PKB tego kraju spadł o ponad 55%. Wzrost gospodarczy, który nastąpił w kolejnych latach, został zduszony przez kryzys w 2008 i 2012 roku. Ukraińska gospodarka była wciąż o około 24% mniejsza niż przed odzyskaniem niepodległości. Dla porównania, w tym samym okresie (1991-2012) polskie PKB wzrosło o ponad 143%. Co więcej, faktyczny stan ukraińskiej gospodarki jest ciężki do oszacowania z racji rozrosłej szarej strefy oraz pokomunistycznego ukrytego bezrobocia. Ostatecznie, trudno jest marzyć o prawdziwej demokracji w kraju, który w zasadzie nie posiada klasy średniej, co z kolei jest następstwem nieegzekwowania prawa wobec mniejszych i większych oligarchów, którzy niszczą wszelkie objawy small biznesu.

Te problemy bledną jednak wobec pojawiających się (głównie w rosyjskich mediach) opinii, że Ukraina w obecnych granicach w ogóle nie powinna istnieć jako kraj. O ile z takimi stwierdzeniami zawsze trzeba być ostrożnym (pamiętam artykuł, który kiedyś to samo mówił o Polsce), to przeciwnicy Ukrainy w jej obecnym kształcie mają kilka argumentów, z których głównym jest to, jak krótka jest historia tego państwa. Co prawda już w XVI wieku na terenach dzisiejszej Ukrainy zaczęli się osiedlać zbiegli przed pańszczyzną i prawem chłopi i szlachcice pochodzący z Polski i Rosji, jednak nie można zapomnieć, że w europejskiej mentalności naród od państwa oddzielił się dopiero po wojnach napoleońskich. Nie istniało niepodległe państwo Ukrainy, więc mieszkańcy Kresów nie postrzegali się i nie byli postrzegani jako niezależny byt. Powstania, które miały miejsce w tym regionie (takie jak kozacki bunt Chmielnickiego z połowy XVII wieku), miały raczej na celu poprawę losu powstańców w ramach granic Polski, a nie utworzenie własnego kraju. Początki narodu ukraińskiego przypadają dopiero na XIX wiek, kiedy twórczość pisarzy takich jak Taras Szewczenko pomogła Ukraińcom wykształcić poczucie odrębności od Polski i Rosji. Nie zmienia to jednak faktu, że poza krótkim okresem 1918 – 1920 dzisiejsza Ukraina była zawsze częścią Polski, Austrii lub Rosji, zaś niepodległość, którą cieszy się do dzisiaj uzyskała dopiero po upadku Związku Radzieckiego w 1991 r. W efekcie, zdaniem niektórych komentatorów, Ukraina przypomina dzisiaj sztuczny twór niezręcznie sklejony z dwóch odrębnych państw – prorosyjskiego, zindustrializowanego i rosyjskojęzycznego wschodu, który w wyborach zagłosował na mającego silne wsparcie donieckich oligarchów Janukowycza oraz proeuropejskiego, mówiącego po ukraińsku zachodu, który w ostatnim głosowaniu postawił na opozycję. Co gorsze, Euromajdan tylko pognębił ten podział, jako że ponad 80% zwolenników protestów pochodzi z zachodu, zaś sama europejska umowa stowarzyszeniowa najwięcej przeciwników ma właśnie we wschodnich i południowych oblatach (ukraińskich odpowiednikach województw). Dodatkowo, mocniejsze poczucie odrębności od Rosji w zachodniej Ukrainie idzie w parze z ruchami nacjonalistycznymi, co tylko komplikuje sytuację w tym regionie.

Mimo geograficznego rozłamu Ukrainy i podobieństw pomiędzy Euromajdanem a Pomarańczową Rewolucją z 2004 r. nie wszyscy eksperci widzą ostanie wydarzenia jako po prostu kolejne starcie pomiędzy Zachodem i Wschodem. Protesty zostały w znacznej mierze zapoczątkowane w mediach socjalnych przez ludzi urodzonych w okolicach upadku Związku Radzieckiego, którzy nie pamiętają Ukrainy jako sowieckiej republiki. Jeżeli do tego faktu dodamy, że 90% demonstrantów ma wykształcenie wyższe oraz że poparcie dla Euromajdanu w Kijowie jest jednym z najwyższych w całym kraju (75%), otrzymamy obraz manifestantów jako ukraińskiego odpowiednika „młodych, wykształconych, z dużych miast”. Co prawda bezrobocie na Ukrainie jest mniejsze niż w Polsce (odpowiednio 7,4% i 10,6%), jednak jeżeli chodzi o prace dla absolwentów uczelni, to nasz kraj prezentuje się już znacznie lepiej – na Ukrainie bezrobocie wśród ludzi z wyższym wykształceniem było przez lata ponad trzykrotnie wyższe niż w Polsce. Nie jest więc przypadkiem, że protestujący Ukraińcy w silnie antyrządowe tony uderzyli dopiero po ataku policji – początkowo Euromajdan był przede wszystkim buntem młodych i pozbawionych przyszłości. O ile konflikt pomiędzy młodymi i starymi jest immanentną cechą każdego społeczeństwa, nie ulega wątpliwości, że gładziej będzie przebiegał w demokratycznym i kapitalistycznym kraju, który zapewnia pokojowe metody wyrażenia sprzeciwu oraz możliwość wyboru własnej drogi w życiu. W mojej opinii to właśnie dlatego zwrot na wschód dokonany przez prezydenta Janukowycza jest tak szkodliwy dla Ukrainy. Rosyjska pomoc nie jest – jak propozycje Unii czy IMF – pożyczką daną pod warunkiem przeprowadzenia reform, a raczej zapłatą za to, że wszystko zostanie po staremu. W zamian za rybę Rosjanie poprosili Ukraińców o połamanie wędki.