Data: 5 grudnia 2013
Wywiad z Jeremy’m Gutsche, amerykańskim przedsiębiorcą, założycielem portalu Trendhunter.com
Dorota Sierakowska: Gdy słucham Twoich wypowiedzi, przypominają mi się słowa amerykańskiego kierowcy wyścigowego, Mario Andrettiego: „Jeśli wszystko wydaje się być pod kontrolą, to znaczy, że nie poruszasz się wystarczająco szybko”. Czy zgadzasz się z tym stwierdzeniem?
Jeremy Gutsche: Tak, zgadzam się. Największym problemem jest to, że ludzie wpadają w stan zadowolenia ze stabilności, to jest dla nich wygodne. Nie próbują nic zmienić, nie szukają nowych rozwiązań, nie decydują się na żaden wysiłek. W dzisiejszych czasach taka postawa nie popłaca, czy to w przypadku poszczególnych osób, czy też przedsiębiorstw: żyjemy w czasach dynamicznych zmian, firmy powstają i upadają – i najważniejszą rzeczą, którą powinniśmy obecnie robić, jest zdecydowanie się na twórczy wysiłek i wyjście ze swojej strefy komfortu.
DS: Takie ciągłe zmiany i eksperymenty są proste w przypadku ludzi i niewielkich firm – a co z dużymi przedsiębiorstwami? Jak one mogą dopasowywać się do nowej rzeczywistości?
JG: W przypadku dużych przedsiębiorstw największym ryzykiem, jakie muszą sobie one uświadomić, jest właśnie stanie w miejscu i pozorny spokój. Te firmy również muszą się starać ciągle dopasowywać do zmieniającej się rzeczywistości. Czasem dobrym sposobem na to jest wyodrębnienie w firmie niewielkich grup projektowych o dużej autonomii. Czasem z kolei oznacza to konieczność utworzenia „funduszu hazardowego”, czyli puli środków przeznaczonych na eksperymenty, bardziej ryzykowne działania. Jest taka zasada: jeśli jesteś mały, działaj na dużą skalę, a jeśli jesteś duży, działaj na małą skalę („If you are small, act big, and if you are big, act small”).
DS: Co Ty i Twoja firma robicie, aby nie popaść w ten niebezpieczny marazm? Czy Ty sam masz jakieś nawyki, które pozwalają Ci pozostać zmotywowanym?
JG: Zadaniem Trendhuntera jest śledzenie najnowszych trendów z całego świata, więc z definicji wynika, że nie możemy wpaść w marazm, ciągle musimy być na bieżąco. Poza tym cały czas staramy się utrzymywać dobry kontakt ze swoimi klientami, zbierać od nich feedback i na tej podstawie wprowadzać zmiany, których klienci chcą i potrzebują. Nasze możliwości są spore, ponieważ współpracuje z nami aż 120 tysięcy osób na świecie, które szukają nowych idei i dzielą się z nimi na Trenhunterze – nasza strona to taka ogromna grupa fokusowa z wieloma milionami osób, które się przez nią przewijają.
Obecność w Internecie i innych mediach to jedna sprawa – druga część naszej pracy to doradztwo przedsiębiorstwom takim jak np. Disney i pomoc im w odnajdywaniu nowych możliwości biznesowych. Jeśli chodzi o mnie, to staram się być zawsze jak najbliżej mojego biznesu, nie opierać się o outsourcing – de facto to ja wykonuję pracę sprzedawcy w Trendhunterze. To pozwala mi być na bieżąco. Bycie blisko biznesu i blisko klientów pozwala mi także wyłapywać sugestie, które pozwalają mi ciągle ulepszać nasze usługi. Czasem na coś nie wpadniemy sami, a dzięki rozmowie z klientem czy uczestnictwie w burzy mózgów dostajemy jakiś pomysł praktycznie na tacy.
DS: Czy możesz podać przykład jakiejś firmy, której Trendhunter doradzał – i która dzięki temu poprawiła swoje wyniki?
JG: Niestety z wieloma firmami mamy podpisane umowy o poufności. Mogę więc mówić jedynie ogólnikowo. Na przykład, jedną z firm skłoniliśmy do przyjęcia systemu, w którym testują oni nowy produkt co miesiąc. Doradzaliśmy także firmie, która w swojej branży była już praktycznie bankrutem, ale po dwóch latach udało jej się osiągnąć największą rentowność w branży. Mogę także wspomnieć o tym, że na stałe współpracujemy z takimi firmami jak Intel czy Victoria’s Secret, ale niestety nie mogę podać tu żadnych szczegółów.
DS: Jaka część firm – według Twoich obserwacji – tkwi w marazmie, a co cechuje te firmy, które się zmieniają, ewoluują?
JG: Po pierwsze, jest pewna grupa osób czy firm, które paranoicznie pragną pozostać na szczycie, być najlepszym – takie jednostki robią wiele, by utrzymać pozycję, a więc ciągle się zmieniają. Ale to jest niewielka część zarówno osób, jak i instytucji. Po drugie, są firmy, które są w naprawdę kiepskiej kondycji, zmierzają w kierunku bankructwa – takie firmy nie mają już nic do stracenia, więc też próbują coś zmienić. Tymczasem największa część firm tkwi gdzieś pośrodku – te przedsiębiorstwa radzą sobie dobrze, przynoszą regularne przychody, dlatego brakuje im motywacji, aby coś zmieniać. To może być pułapka.
A więc największe zmiany obserwujemy u tych najlepszych, którzy obsesyjnie pragną pozostać na szczycie, a także u tych, którzy nie mają nic do stracenia.
DS: Czy to samo można odnieść do ludzi, którzy również „tkwią gdzieś pośrodku”? Wielu z nas żyje na tyle dobrze, że nie czuje potrzeby gruntownych zmian w życiu i ciągłego poszukiwania czegoś nowego.
JG: Według mnie czasem ten spokój jest pozorny. To, że mamy dobrą pracę i żyjemy na niezłym poziomie, nie oznacza, że nie powinniśmy się rozwijać. Zawsze trzeba szukać nowych możliwości. Ja jestem tego dobrym przykładem: przeżyłem 10 lat, marząc o byciu przedsiębiorcą, ale wciąż obiecywałem sobie, że założę firmę dopiero w przyszłym roku. I tak cały czas odkładałem tę decyzję, nie znajdując swojego pomysłu na biznes. Dopiero gdy faktycznie zacząłem poświęcać temu więcej uwagi, robić burze mózgów z innymi ludźmi, okazało się, że odkryłem mój sposób na biznes, będący właśnie taką platformą wymiany idei.
Ważne jest to, że przez niemal dwa lata rozwijania mojego przedsiębiorstwa, wciąż pracowałem na etacie w banku i całkiem nieźle tam zarabiałem. Chcę zwrócić na to uwagę, bo wiele osób sądzi, że aby zostać przedsiębiorcą, trzeba zrobić odważny krok naprzód: zrezygnować z etatu i rzucić się od razu na głęboką wodę. Ja jestem dobrym przykładem na to, że nie musimy palić za sobą mostów. Jeśli chcesz rozwijać jakiś projekt, zawsze może to być na początku Twoja pasja, której poświęcasz się tylko wieczorami czy w weekendy – ja tak właśnie robiłem. Potem okazało się, że poświęcam własnej działalności praktycznie każdą wolną chwilę, a kolejnym krokiem było przejście na 4-dniowy tydzień pracy na etacie. I w końcu podjąłem decyzję o odejściu z etatu całkowicie.
Bycie przedsiębiorcą nie musi więc wiązać się od razu z poważną decyzją dotyczącą kariery – zawsze można wypróbować jakiś pomysł i zobaczyć, jak się rozwinie.
Powyższy tekst stanowi fragment artykułu. Aby przeczytać go w całości, pobierz darmowy PDF z magazynem TREND (listopad 2013 r.).