English info

Dlaczego ciężko uratować Włochy

Autor: Maciej Pyka

Data: 8 lutego 2013

Staram się unikać pisania o Polsce. Artykuły o gospodarce prędzej czy później muszą zahaczyć o politykę, a naszą rodzimą uważałem za zbyt zawiłą, żeby ją streścić w 9000 znaków, które mi zwykle przypadają. Jak się jednak okazuje, polskie przepychanki bledną w obliczu włoskiej sceny politycznej, która po zbliżających się lutowych wyborach będzie musiała wyłonić rząd będący w stanie wyciągnąć z kryzysu kolejnego pretendenta do przechodniego tytułu „chorego człowieka Europy”.

wochy

Co jest przyczyną wspomnianej choroby? Z długiem publicznym rzędu 127% PKB Włochy to obecnie 4. najbardziej zadłużony kraj na świecie i 2. w Europie. Ma to swoje korzenie już w późnych latach 90. poprzedniego wieku – to właśnie wtedy rozwój azjatyckich konkurentów wyjątkowo negatywnie odbił się na włoskim przemyśle. W efekcie tych oraz innych czynników kraj, który w 1991 roku przez krótki okres mógł pochwalić się 4. największym PKB na świecie wkroczył na drogę powolnego wzrostu utrzymującego się w okolicach 1,23% w skali roku. Konsekwencje, jakie miało to dla gospodarki, finansowano długiem publicznym, jako że w 2002 roku Włochy przystąpiły do strefy euro, co pociągnęło za sobą spadek oprocentowania emitowanych przez nie obligacji – w  momencie akcesji oprocentowanie 10-letnich włoskich obligacji wynosiło około 5%, a półtora roku później, w okolicach lipca 2003, zbliżało się już do 3,5%. Sielankę zakończył kryzys w 2008 roku, który doprowadził do skurczenia się włoskiej gospodarki o 6% i doprowadził do wzrostu zadłużenia ze 114% PKB we wspomnianym roku do 127% w 2009. Wzrost gospodarczy powrócił w 2010 roku, jednak wkrótce obawy inwestorów związane z wypłacalnością tego kraju wywindowały koszty obsługi długu publicznego do poziomów grożących bankructwem (na początku 2010 roku oprocentowanie 10-letnich obligacji wynosiło około 4%, zaś na początku 2012 już 7%) i Italia raz jeszcze stanęła nad przepaścią.

Groźba niewypłacalności okazała się na tyle poważna, że w listopadzie 2011 włoska scena polityczna pozbyła się wreszcie niekompetentnego premiera Sylvio Il Cavaliere Berlusconiego (którego szersza publiczność kojarzy przede wszystkim z operacjami plastycznymi, rubasznymi żartami, zażyłą przyjaźnią z byłym dyktatorem Libii oraz legendarnymi już imprezami bunga-bunga) i zastąpiła go bezpartyjnym profesorem ekonomii Mario Montim. Monti – przez media ochrzczony przydomkiem Super Mario – stanął na czele rządu fachowców, w którym sam był nie tylko premierem, ale również ministrem finansów i gospodarki. Mimo funkcji, które objął, Super Mario nigdy nie był posłem ani nie brał udziału w wyborach – jedynym mandatem, jaki posiadał w chwili nominacji, był tytuł dożywotniego senatora nadany mu w tym samym roku przez prezydenta Giorgio  Napolitano.    

Po objęciu władzy gabinet Montiego zmuszony był szybko stawić czoła włoskim finansom publicznym oraz wyzwaniom, które jego poprzednicy bagatelizowali przez kilka ostatnich dekad. Tradycyjnymi problemami były zawsze: rozległa szara strefa, dotkliwa korupcja, rozdęta administracja oraz krajowe monopole, przez które m.in. ceny prądu na Półwyspie Apenińskim należą do jednych z najwyższych w Europie. Dodatkowo Italia od dłuższego czasu cierpi z powodu spadku produktywności i znacznego wzrostu zarobków, co negatywnie wpływa na jej konkurencyjność względem innych krajów starej Unii, o krajach rozwijających się nie wspominając. Co więcej, wśród Włochów w wieku produkcyjnym tylko około 57% jest aktywnych zawodowo, więc chociaż bezrobocie wynosi jedynie 11%, przez co jest niższe niż europejska średnia, to rynek pracy jest w istocie w dużo słabszej kondycji niż można by przypuszczać. Sytuację pogarsza fatalne prawo pracy, które utrudnia życie włoskim przedsiębiorcom poprzez wysokie koszty zmniejszenia zatrudnienia i możliwość przywracania przez sądy zwalnianych pracowników. W efekcie ci, którzy mają pracę, są – niezależnie od swojej wydajności - prawie niemożliwi do usunięcia, zaś bezrobocie wśród młodych przekroczyło już 35%.

Reformy, którymi Monti ratował swój kraj, miały na celu przede wszystkim liberalizację gospodarki oraz zbilansowanie budżetu. Nowy premier wprowadził program oszczędnościowy, utrudnił przechodzenie na wcześniejsze emerytury, nieco osłabił pozycję monopolu działającego w branży energetycznej oraz zwiększył elastyczność rynku pracy. Wielu ekonomistów komentuje, że działania podjęte przez gabinet Montiego były krokiem w dobrym kierunku, jednak Włochy mają jeszcze bardzo długą drogę przed sobą. Tym, czego Super Mario nie da się jednak odmówić, jest wiarygodność, jaką przywrócił swojej ojczyźnie. Jeśli jego reformy będą kontynuowane, Włochy mają szansę od 2015 roku zmniejszać swój 127-procentowy dług publiczny o nawet 4 punkty procentowe w skali roku, zaś rynki już teraz doceniły rozsądek Montiego, obniżając oprocentowanie 10-letnich włoskich obligacji z 7% na początku 2012 do niespełna 4,5% pod jego koniec.

Niestety, wraz ze spadkiem oprocentowania obligacji, spadło również poparcie dla technokratycznego rządu, jako że jak większość zachodnich społeczeństw, Włosi szybko stracili reformatorski zapał, gdy wspomniane reformy uderzyły ich po kieszeni. W efekcie 21 grudnia po utracie wsparcia centroprawicowej partii Lud Wolności (Popolo della Libertà) Monti złożył  dymisję, zaś planowane na kwiecień 2013 r. wybory parlamentarne przełożone zostały na koniec lutego. Tydzień później Monti ogłosił, że w nadchodzącej elekcji udzieli swojego poparcia koalicji Agenda Montiego dla Włoch (Agenda Monti per l'Italia), której wszystkie części składowe mogą w sumie liczyć na 12% głosów wyborców, co daje im dopiero 4. miejsce w Izbie Deputowanych, czyli niższej izbie włoskiego parlamentu. Zwycięzcą wyborów będzie prawdopodobnie składający się z 4 partii centrolewicowy blok Włochy. Wspólne Dobro (Italia. Bene Comune), któremu sondaże dają 40-procentowe poparcie. Drugie miejsce i 22% głosów przypadnie 5. partyjnej koalicji kierowanej przez byłego premiera Sylvio Berlusconiego, zaś na 3. miejscu z 16% poparciem uplasuje się kierowany przez komika i blogera Beppe Grillo Ruch Pięciu Gwiazd (Movimento 5 Stelle), czyli włoska odpowiedź na Polską Partię Przyjaciół Piwa (Grillo jest nawet trochę podobny do Janusza Rewińskiego).

Rynki, włoskie koła biznesowe oraz kilku europejskich przywódców – zwłaszcza niemiecka kanclerz Angela Merkel – mają nadzieję, że reformy Montiego zostaną podjęte przez jego następcę, albo co byłoby jeszcze lepsze, wybory uczynią z Mario koalicjanta zwycięskiej partii. Podobno Agenda powstała dopiero po namowach wspomnianych kręgów, które przekonały Montiego do walki o Izbę Deputowanych (chociaż warto wspomnieć, że sam premier nie będzie startował w wyborach, a jedynie użyczy swego imienia i wsparcia dla koalicji), zaś wcześniej Super Mario myślał o karierze w Brukseli albo o urzędzie włoskiego prezydenta.   

Problemy Włoch są co prawda wyraźnie widocznie, jednak państwo to ciężko jest zreformować m.in. ze względu na polityczny chaos, jakiego doświadcza ono od dłuższego czasu. W momencie, w którym piszę ten tekst, w Izbie Reprezentantów funkcjonuje 19 stronnictw.  Berlusconi, chociaż pod względem wpadek i skandali bije na głowę każdego polskiego polityka (sam przyznał się w 2008 roku, że wziął udział w 2500 rozprawach sądowych, policja była w jego domu 577 razy, a na prawników wydał 174 mln euro), funkcję premiera piastował aż trzykrotnie.  Komentatorzy o rozbicie we włoskim parlamencie oskarżają często niski próg wyborczy, jednak wynosi on 4%, a więc jest tylko o jeden punkt procentowy niższy od polskiego. W istocie można wysnuć teorię, że zjawisko to jest raczej odbiciem problemów włoskiego społeczeństwa, którego wynikiem są opisani wcześniej politycy. Mario Monti zrobił przez 13 miesięcy swojego urzędowania tyle, na ile pozwolili mu wyborcy. Nie zdołał na przykład kompletnie rozbetonować rynku pracy rządzonego przez siebie kraju, jednak i tak miał sporo szczęścia  -  Marco Biagi, który próbował tego samego w 2002 roku został zastrzelony.

Pozycja,  jaką Włochy w latach 90. zajmowały w światowej gospodarce, nie była przypadkiem. Wśród innych atutów kraj dysponuje dużym potencjałem społecznym, znanymi markami w prestiżowych branżach i wyjątkowo silnym przemysłem turystycznym. Nie jest to jednak wystarczająco dużo, by utrzymać się w czołówce państw wysoko rozwiniętych. Dzisiaj Włosi stoją na rozstaju dróg i mogą albo kontynuować uciążliwe reformy technokraty Montiego, albo biernie wypatrywać tego czy innego Il Cavaliere na białym rumaku.