English info

O bogactwie narodów

Autor: Marek Ignaszak

Data: 19 grudnia 2011

Nie rozumiem jak można patrzeć na te liczby, nie widząc kryjących się za nimi możliwości. Czy istnieją działania, które mógłby podjąć rząd Indii w celu pobudzenia gospodarki do wzrostu na wzór Indonezji czy Egiptu? Jeśli tak, to jakie? A jeśli nie, to co w "naturze Indii" sprawia, że jest to niemożliwe? Konsekwencje dla bogactwa społeczeństw zawierające się w tych pytaniach są po prostu oszałamiające: gdy rozpocznie się już o tym myśleć, trudno jest zacząć myśleć o czymkolwiek innym. (Rober Lucas, Jr. 1988)

Współczesny świat cechuje silne rozwarstwienie dochodów. Przeciętny mieszkaniec Kataru, najzamożniejszego państwa świata, dysponuje 273 razy większym dochodem niż statystyczny obywatel najbiedniejszego Konga[1]. Podobne dysproporcje dostrzegamy także wewnątrz poszczególnych państw. Indie, mogące pochwalić się aż siódemką obywateli w pierwszej setce rankingu najbogatszych ludzi na świecie według Forbesa, są jednocześnie krajem przytłaczającej biedy. Według danych za 2005 rok, w ojczyźnie posiadającego majątek wart 31 miliardów dolarów Lakshmi Mittala aż 75% mieszkańców, to jest 848 milionów ludzi, żyje za mniej niż 2 dolary dziennie. Suma $1,25, mierzona naturalnie parytetem siły nabywczej, jest umownym kosztem pozyskania dziennego minimum egzystencjalnego wynoszącego 1500 kalorii. Aż 1,4 miliarda ludzi na świecie nie może sobie na taki luksus pozwolić[2]. Najbiedniejszym regionem świata jest Afryka subsaharyjska, gdzie ponad połowa populacji, 387 milionów ludzi, utrzymuje się za mniej niż 1,25 dolara dziennie. Wewnętrznie najbardziej zróżnicowane pod względem dochodów są kraje Ameryki Południowej oraz Afryki.

 

Pytania stawiane przez noblistę Roberta Lucasa ponad 20 lat temu są aktualne do dziś. Pokolenia badaczy zastanawiały się, w jaki sposób zmniejszyć rozwarstwienie dochodów między państwami oraz zminimalizować dysproporcje wewnątrz poszczególnych krajów. Dlaczego jedni są biedni a inni bogaci? Nie istnieje chyba uniwersalna odpowiedź na to pytanie.

 

Z perspektywy historycznej wzrost gospodarczy na świecie rozpoczął się niedawno -  dopiero w połowie XIX wieku. Załączona tabela pokazuje, że, według szacunków historyka gospodarczego Angusa Madisona, w świecie zachodnim, to jest krajach anglosaskich oraz zachodniej Europie, wzrost PKB per capita na dobre rozpoczął się dopiero około roku 1800.

 

Co takiego wydarzyło się na przełomie XVIII i XIX wieku? Kluczowym czynnikiem stały się innowacje techniczne i wynalazki. Okres renesansu i oświecenia przyniósł powszechne szkolnictwo, rozwój współczesnej metody naukowej i empiryzmu, powstanie doktryn kapitalizmu i indywidualizmu i związaną z tym akumulację kapitału. Wszystko to zaowocowało eksplozją postępu technologicznego prowadzącego do znacznego wzrostu wydajności i dochodów. Przemiany umożliwiły podźwignięcie ogromnej liczby ludzi z nędzy i otworzyły przed dużym odsetkiem społeczeństwa drzwi do dobrobytu, poprawiając istotnie jakość życia.

Historycznie rzecz biorąc, obserwowane współcześnie zjawisko wzrostu gospodarczego i masowej poprawy jakości życia ludzi jest raczej ewenementem niż regułą. Doświadczenie uczy, że wcale nie jesteśmy skazani na wzrost. Argentyna, która w 1929 roku mogła poszczycić się czwartym miejscem na świecie pod względem PKB per capita, a jeszcze do lat 60. XX wieku znajdowała się w pierwszej dwudziestce rankingu, na skutek wielu lat nieefektywnych rządów, otwiera współcześnie w tej klasyfikacji dopiero drugą pięćdziesiątkę. W krajach Afryki subsaharyjskiej dochód na mieszkańca od kilkudziesięciu lat właściwie się nie zmienia. Jednak imponują przykłady takich krajów jak Korea Południowa, która całkowicie zniszczona wojną domową w połowie XX wieku zdołała odbudować się z gruzów i przeistoczyć biedne rolnicze społeczeństwo w jedno z najbogatszych na świecie. Ekonomistów inspiruje także proces przemian w Chinach, który umożliwił w ostatnim piętnastoleciu wyrwanie się ze skrajnej biedy ponad 400 milionom ludzi.

Zarówno z badań empirycznych, jak i teoretycznych modeli wynika, że w długim okresie jedynie postęp technologiczny oraz inwestycje w kapitał fizyczny i ludzki są w stanie zapewnić stabilny wzrost gospodarczy. Jak pokazują liczne prace Roberta Barro i Xaviera Sala-i-Martin, do najważniejszych czynników wzrostu gospodarczego należą: inwestycje w środki trwałe, stabilność makroekonomiczna i jakość edukacji powszechnej. Badania naukowców potwierdzają także występowanie warunkowej konwergencji - w grupie krajów o podobnej strukturze, szybszego wzrostu doświadczają te z nich, które mają niższy początkowy poziom PKB per capita. 

Jak więc sprawić, aby biedni stali się bogatymi? Pod koniec lat osiemdziesiątych wykształcił się wśród ekonomistów tzw. "Konsensus Waszyngtoński". Jest to wyłaniający się z publikacji mających siedziby w Waszyngtonie  wpływowych organizacji międzynarodowych, takich jak Bank Światowy, MFW czy ONZ, zbiór dobrych praktyk, których stosowanie zapewnić miało rozwój gospodarczy państw. Na zasady te składa się m. in. dyscyplina fiskalna, zmiana struktury wydatków publicznych na prorozwojowe, reforma podatkowa, liberalizacja i urynkowienie gospodarki, otwartość na inwestycje zagraniczne, prywatyzacja, deregulacja i ochrona praw własności. Konsensus Waszyngtoński doczekał się z czasem silnej krytyki ze strony wpływowych ekonomistów. Joseph Stiglitz czy Dani Rodrik podkreślali konieczność dopasowania stosowanych rozwiązań do sytuacji konkretnego państwa. Na przykład forsowana przez MFW liberalizacja handlu w krajach rozwijających się przy braku odpowiedniego otoczenia instytucjonalnego prowadzi do skutków odwrotnych do zamierzonych. Obecnie uważa się, że słuszne co do zasady założenia KW powinny jednak być wprowadzane stopniowo, uwzględniając indywidualną sytuacją każdego z krajów, przy wykorzystaniu instytucji przejściowych, dodatkowo skupiając uwagę na takich aspektach jak corporate governance, polityka antykorupcyjna, elastyczne rynki pracy, sprawny nadzór regulujący rynki finansowe i przepływy kapitałowe, niezależny bank centralny zorientowany na cel inflacyjny, podstawowe społeczne amortyzatory reform oraz dobrze adresowana polityka redukcji ubóstwa[3].

Częstym problemem państw najuboższych jest wpadanie w stan tzw. "pułapki biedy". Jest to sytuacja, w której z powodów niedoskonałości otoczenia społecznego lub instytucjonalno-infrastrukturalnego deformowane są sygnały i bodźce odbierane przez podmioty w trakcie interakcji z systemem gospodarczym. Mimo że z punktu widzenia poszczególnych jednostek zachowania ekonomiczne wydają się racjonalne w takim wadliwym otoczeniu, to w długim okresie prowadzą one do podejmowania nieoptymalnych decyzji. Przykładem może być problem niskich inwestycji wywołanych instytucjonalnymi mankamentami prowadzącymi do niekompletności rynków kapitałowych i kredytowych lub permanentnej, samopodtrzymującej się korupcji; nieefektywne wykorzystanie pól uprawnych w Afryce spowodowane sztywną strukturą społeczną[4]; czy też zakorzeniona kulturowo wysoka dzietność, powodująca rozcieńczenie technicznego uzbrojenia pracy[5]. Takie uwarunkowania sprawiają, że systemy ekonomiczne krajów najbiedniejszych ewoluują w kierunku nieoptymalnych równowag.

 

Podobne mikroekonomiczne mechanizmy prowadzą do wyraźnego zróżnicowania dochodów także wewnątrz poszczególnych państw. Z pewnymi strukturalnymi problemami poszczególne jednostki nie są w stanie sobie poradzić w pojedynkę - taka zresztą była motywacja powstania państw 6 tysięcy lat temu. I tak problem wpadania w pułapkę niskiego kapitału społecznego, nierówny dostęp do dobrej jakości edukacji, niska jakość oferowanych dóbr publicznych i infrastruktury, sztywne ramy społeczne i normy kulturowe, czy korupcja, prowadzą do powstania mechanizmu uniemożliwiającego pewnym grupom społecznym partycypowania w dobrodziejstwach wzrostu gospodarczego. Oprócz wymiaru czysto etycznego wyrównywanie szans rozwojowych najgorzej sytuowanych grup społecznych ma uzasadnienia ekonomiczne - równiejsze społeczeństwa radzą sobie lepiej gospodarczo, a ich mieszkańcy są bardziej produktywni, żyjąc szczęśliwiej, dostatniej, zdrowiej i dłużej. Reformy powinny być jednak procesem ciągłym, a skuteczna polityka państwa wymaga ciągłego dostosowywania się do zmieniających się warunków, gdyż dobrobyt i wzrost gospodarczy nie są zjawiskami naturalnymi, a raczej wynikiem skutecznych działań poszczególnych podmiotów. Należy ludziom jedynie takie działania umożliwić lub, w razie konieczności, ku nim popchnąć.


[1]   Według danych MFW z 2010 rok PKB per capita w Katarze wynosi 88 222 dolarów wobec 322 dolarów w Demokratycznej Republice Konga.

[2]   Dane zaczerpnięte z raportów Banku Światowego oraz z "Millennium Development Goals Report 2011" ONZ.

[3]   Na podstawie: Dani Rodrik "One economics many recipes".

[4]   C. Udry w publikacji "Gender, Agricultural Production and the Theory of the Household" z 1996 roku pokazuje, że prosta realokacja zasobów między polami uprawianymi przez kobiety i mężczyzn prowadziłaby do znacznego wzrostu wydajności.

[5]   Jednym z wniosków z modelu Solowa-Swana znajdującym także potwierdzenia w badaniach empirycznych jest negatywny wpływ wysokiego współczynnika dzietności na wzrost gospodarczy. Zjawisko to nosi nazwę pułapki malthusiańskiej i streszcza je angielskie przysłowie:  każdym ustom towarzyszy para rąk, ale nie zawsze ręce te wytworzą więcej niż skonsumują usta.