English info

Jak dobrze być Polakiem - czyli trading po chińsku

Autor: Katarzyna Chałupczak

Data: 15 stycznia 2007

Ostatnio zastanawiałam się nad życiem trading floorów i doszłam do wniosku, że język gestów jest niezwykle przydatny. O ile w Londynie buy i sell jest łatwo rozróżniane, to już w takim np. Szanghaju byłoby znacznie trudniej.

Dlaczego? Język chiński posiada tony, które zazwyczaj mają wpływ na znaczenie danego słowa. Wśród języków europejskich coś takiego praktycznie nie występuje, mamy tylko akcent, który właściwie nie ma wpływu na prawidłowe przeczytanie danego słowa. Tonów takich jest aż cztery, tzn. mamy intonacje płaską, wznoszącą, wznoszącoopadającą i opadającą. Dlaczego to piszę? Otóż w języku chińskim kupować znaczy mài (trzeci ton), a sprzedawać… na cóż: mài (czwarty ton).

Wyobraźmy sobie teraz sytuację na giełdzie: tłum Chińczyków, każdy biega wkoło drugiego, rzuca nerwowo spojrzenia na monitory i krzyczy… no właśnie: mai! Niby są jakieś różnice, to drugie czyta się tak jakby krzycząc, ale właściwie na parkiecie się tylko krzyczy, bo przecież hałas panuje tam jak w fabryce i summa summarum mamy cos takiego: Mài! Mài! Mài! Mài! Mài! Mài! Co więcej, nie wszystkie systemy mają te specjalne znaki, tak jak nie wszystkie systemy komputerowe czy np. telefony komórkowe obsługują polskie znaki. Stąd też jeżeli w Chinach makler dostanie zlecenie i system wyświetli mu po prostu „mai”, będzie miał nie lada problem. Oczywiście przezorni chińscy biznesmeni mogą zawsze napisać mai3 lub mai4 (to inny sposób oznaczenia tonu), ale znowu będziemy mieć wątpliwości, bo może komuś chodzi o cztery pakiety akcji? Mówi sie, że to język polski jest trudny, ale ja powoli zmieniam zdanie. I jeżeli kiedykolwiek będę pracować na giełdzie, to mimo najnowszej technologii i odejścia od systemu outcry, mam nadzieję, że nie będzie to Shànghai, Shenjùn (Shenzhen) ani nawet Xiàngg Gng (Hong Kong).