English info

Politycy mają o czym myśleć

Autor: Piotr Kuczyński

Data: 10 listopada 2008

Poniżej spróbuję uzasadnić swoją tezę. Przede wszystkim wiele funduszy hedgingowych zezwala na wycofywanie kapitału raz w roku: na jego koniec. Datą graniczną złożenia zlecenia jest 90 dni przed końcem roku (1 października) lub 45 dni (15 listopada.). Przed 15 listopadem większość funduszy, a po 15 wszystkie fundusze podlegające tym regulacjom będą już wiedziały, ile potrzebują pieniędzy. Potem już będą miały spokój do końca 2009.

Olbrzymim obciążeniem dla rynku była też konieczność uregulowania zobowiązań wynikających z Credit Default Swaps (CDS) bazujących na zobowiązaniach upadłego Lehman Brothers. Te CDS rozliczone zostały w końcu października. To 365 mld USD, na które zbierana była w październiku gotówka. Mówi się o CDS-ach Fannie Mae i Freddie Mac oraz Wachovii, ale tam de iure upadłości nie było, więc i problemy będą zdecydowanie mniejsze.

Na początku października sytuacja na rynkach finansowych mocno się pogorszyła. Prawdę mówiąc nie można się dziwić, że noblista Paul Krugman przyznał, iż w piątek 10 października był przerażony (też byłem wystraszony). Już w poniedziałek 13 października powiedział, że odetchnął z ulgą, bo rządy wielu krajów stanęły na wysokości zadania, dzięki czemu pogorszenie sytuacji na rynkach i w gospodarce nie przyjmie postaci 90-stopniowego spadku, a „jedynie” osuwania się pod kątem 45 stopni. Zawsze to jakaś pociecha

Odnotować trzeba, że to Europa, a konkretnie Wielka Brytania, dała przykład reszcie świata. Państwa UE postanowiły, że każdy z krajów będzie przejmował udziały w bankach mających kłopoty, zagwarantuje pożyczki międzybankowe (skutkiem powinno być odmrożenie rynku kredytowego), będzie kupował papiery dłużne przedsiębiorstw i generalnie zrobi wszystko, co trzeba, żeby przywrócić zaufanie do sektora finansów. W sumie UE dostarczy gwarancji i gotówki na kwotę około 2 bilionów dolarów. USA poszły europejską drogą. Drogą bardzo rozsądną. Prezydent Bush zapowiedział, że FDIC (instytucja gwarantująca depozyty) zwiększy ochronę depozytów i będzie ubezpieczała pożyczki na rynku międzybankowym. Poza tym Departament Skarbu ogłosił wreszcie swój plan, w ramach którego rząd będzie mógł przejmować udziały w wyselekcjonowanych bankach, podnosząc ich kapitały. Z przyjętego przez Kongres planu TARP pójdzie na to 250 mld USD (25 miliardów na jeden bank). Kupowane akcje nie będą miały prawa głosu, a w odpowiednim czasie rząd je po prostu sprzeda

To oczywiście nie kończy kryzysu, ale daje szanse na pozytywny rozwój sytuacji w okresie kilku miesięcy (tylko szansę). Generalnie uważam, że powodem olbrzymich spadków indeksów i cen akcji była (jest) wymuszona sprzedaż aktywów przez fundusze (w dużej części fundusze hedgingowe). Uważam też, że najpóźniej do końca pierwszej dekady listopada na rynkach zostanie osiągnięte dno. Potem indeksy będą rosły i na przełomie roku (przełom roku to okres miedzy listopadem i lutym)mogą odrobić nawet 30 procent strat. Niewykluczone jest też, że to dno na świecie zostało dotknięte 10 października, chociaż zwrot indeksów w USA (16.10) był zbyt oczekiwany (nawet w TV tego oczekiwano), co stawia pod znakiem zapytania to stwierdzenie. Wszystkie fora internetowe zarzucane są spekulacjami na temat nadchodzącego odbicia. Kontrarianin powiedziałby, że w tych warunkach nie ma na nie szans. Nie można jednak wykluczyć, że tym razem większość ma rację.

Musimy pamiętać też o tym, że instytucje, które zaczną używać 2 bilionów euro i 700 mld USD pomocy zaaprobowanej przez rządy w USA i Kongres USA tak naprawdę powstaną na początku listopada, co gwałtownie zwiększy i tak już poprawiające się zaufanie. W połowie października stawki LIBOR spadały na rynku międzybankowym, co sygnalizowało, że banki chętniej zaczynają sobie pożyczać pieniądze. Nic dziwnego, skoro w każdym przypadku, kiedy pojawiały się problemy, rządy natychmiast przychodziły z pomocą (przykład UBS, ING, czy banków w Korei Południowej).

Brak wyprzedaży funduszy hedgingowych i zbierania gotówki na pokrycie CDS automatycznie zahamuje olbrzymią część podaży na giełdach akcji i surowców, co powinno doprowadzić do wzrostu indeksów. Ze wzrostem ceny akcji i zaufania na rynku międzybankowym zacznie się upowszechniać teza o recesji typu V, która rozpoczęła się w tym roku i zakończy najpóźniej wiosną 2009 roku. Wierzący w taki rozwój sytuacji fundusze będą z chęcią kupowały akcje. Zawsze kupuje się przecież wcześniej, w trakcie trwania recesji, licząc na jej szybki koniec. Poza tym zacznie się twierdzić, że akcje zostały stanowczo zbyt mocno przecenione.

W takiej sytuacji politycy uspokoją się i dojdą do wniosku, że nie ma co przeprowadzać poważnych reform. Przestanie się mówić o reformie kapitalizmu i o nowym Bretton Woods, co tak wielu szefów państw jeszcze w październiku propagowało. Co bardziej istotne rządy nie pójdą w stronę gospodarki popytowej, keynesowskiej, nie pomogą Main Street, czyli realnej gospodarce (większa płaca minimalna, cięcia podatków dla mniej zarabiających, rządowe inwestycje w infrastrukturę, pomoc zadłużonym kredytobiorcom). To zaniedbanie się zemści, a recesja przyjmie formę litery U lub nawet L, czyli będzie trwała 2 lata lub nawet dłużej.

Jeśli taki scenariusz się sprawdzi, to w przyszłym roku (gdzieś w pierwszych 4 miesiącach) wrócimy do spadków, które nie będą paniczne, ale za to będą trwały długo (rok?), a indeksy ustalą nowe minima. Pozostaje mieć nadzieję, że ten, pesymistyczny, scenariusz się nie sprawdzi, a politycy zrobią to, co powinni. Gdyby tak się stało, to dołek bessy na giełdach globalnych zostałby osiągnięty już 10 października.