Data: 8 lutego 2009
Grudzień upłynął pod znakiem słabszego złotego. Kilkuletnie, niechlubne rekordy pobiły euro (4,2060 zł), oraz szwajcarski frank (2,8054 zł). Względnie stabilnie zachowywał się amerykański dolar, oscylując wokół poziomu 2,90 zł, co było wynikiem zestawienia ze sobą dwóch czynników: wspomnianej wcześniej słabości złotego, ale i też potężnych strat dolara na rynkach światowych w relacji do euro (notowania EUR/USD powróciły powyżej poziomu 1,40).
Złoty umocnił się tylko do taniejącego względem głównych walut, brytyjskiego funta (4,22 zł), co nieszczególnie ucieszyło emigrantów wracających do Polski na święta. Zresztą miniony grudzień był dość specyficznym okresem. Nie zaobserwowaliśmy tradycyjnego umocnienia się złotego w końcówce roku, które zwłaszcza przysłużyłoby się budżetowi – kursy z Sylwestra są księgowym odniesieniem do wyceny naszych zobowiązań. To w dużej mierze „wina” opcji walutowych, a konkretnie niewłaściwych strategii, które zastosowały polskie przedsiębiorstwa w połowie 2008 r. Systematycznie zyskujący złoty sprawił, iż część z nich poza tradycyjnym zabezpieczeniem swoich wpływów eksportowych, postanowiła na tym zarobić. Zawiódł jednak system kontroli ryzyka, gdyż każde wystawienie opcji walutowych sprawia, że jest ono nieograniczone. I tak strategia asymetrycznego korytarza zerokosztowego polegająca na zakupie opcji put i wystawieniu opcji call o nominale kilkukrotnie wyższym od opcji put, dość brutalnie się zemściła na jesieni, kiedy nasza waluta z dnia na dzień zaczęła gwałtownie słabnąć. Według szacunków Komisji Nadzoru Finansowego straty firm z tego tytułu mogły przekroczyć poziom 5 miliardów złotych. Dodatkowo fakt, iż opcje zwykle wystawia się z terminem zapadalności na koniec kwartału, bądź roku, został dość cynicznie wykorzystany przez część spekulantów. Świadomość, iż firmy będą musiały kupić walutę na rynku, aby domknąć trefne transakcje opcyjnie, sprawiła, że złoty nieraz był sztucznie osłabiany, co zaobserwowaliśmy zwłaszcza w okresie świątecznym, kiedy to kilka większych zleceń sprzedaży złotówek podbijały w górę notowania EUR/PLN przed ustaleniem fixingu Narodowego Banku Polskiego o godz. 11:00. Przy niewielkiej płynności rynku w tym okresie, nie było to zbyt trudne.
Na szczęście problem opcji w dużej części zniknie wraz z Sylwestrem. Pozostanie jednak szara rzeczywistość, którą opisują coraz gorsze dane makroekonomiczne napływające z polskiej gospodarki. One już sprawiły, że rząd być może po raz kolejny będzie musiał się „przeprosić” z rynkiem i zrewidować zbyt optymistyczne prognozy na 2009 r. W sytuacji, kiedy z tygodnia na tydzień napływają coraz gorsze dane z zachodnich gospodarek, zwiastujące najpoważniejszą od ponad 15 lat recesję, założenie mówiące o 3,7 proc. r/r wzroście PKB Polski w 2009 r. musi być zrewidowane. Wydaje się, że w najbardziej optymistycznej wersji w przyszłym roku gospodarka będzie się rozwijać w tempie 3 proc. r/r. Zauważalny będzie spadek tempa inwestycji w firmach, co będzie wynikiem zaostrzenia polityki kredytowej przez banki, które zresztą już ma miejsce od jesieni (moim zdaniem niesłusznie, gdyż odsetek tzw. złych kredytów jest niski). Rosnące obawy przed utratą pracy wpłyną na wyraźne ograniczenie poziomu konsumpcji, co już znalazło swoje przełożenie w listopadowych danych o dynamice sprzedaży detalicznej, która wzrosła jedynie o 2,7 proc. r/r. Bardziej radykalne działania staną się także domeną Rady Polityki Pieniężnej, która w całym 2009 r. może obniżyć stopy o 150 punktów bazowych, tj. do poziomu 3,50 proc. Jak to wszystko wpłynie na złotego w 2009 roku? Myślę, że warto będzie podzielić ten okres na dwie części. W pierwszym półroczu złoty pozostanie słaby, nie będą mu sprzyjać utrzymujące się zawirowania w światowej gospodarce, a także spekulacje odnośnie wejścia do systemu ERM-II. Moim zdaniem dojdzie do rewizji założeń w sprawie przyjęcia euro w 2012 r. W efekcie za euro możemy zapłacić ponad 4,30 zł. Druga połowa 2009 r. będzie już lepsza. Powinniśmy zobaczyć pierwsze sygnały wychodzenia końca kryzysu w USA i Europie Zachodniej, co zacznie być dość szybko dyskontowane przez giełdy. Tym samym 2009 r. będzie dość ciekawym okresem dla długoterminowych graczy polujących na inwestycyjne perełki. Jeżeli natomiast chodzi o prognozy złotego na koniec 2009 r., to za jedno euro możemy płacić 3,70 zł, za dolara poniżej 2,50 zł, a za franka 2,25 zł.