Data: 30 stycznia 2013
Rok temu świat obiegła wiadomość o tym, że na rynku sztuki padł rekord. Płótno „Gracze w karty” Paula Cézanne’a zostało sprzedane katarskiej rodzinie królewskiej za – bagatela – 250 milionów dolarów. Poprzedni rekord był niemal dwa razy mniejszy i należał do obrazu Jacksona Pollocka „No. 5”, za który w 2006 r. zapłacono 140 mln dolarów.
Kwota, jaką emir Kataru przeznaczył na zakup obrazu Cézanne’a, równa się funduszom, za jakie można byłoby kupić jedną z najdroższych rezydencji świata. Jest to także sto razy więcej niż kosztuje najdroższy samochód świata. Kupno obrazu wydaje się jednak być lepszym pomysłem niż zakup luksusowej nieruchomości czy też drogiego samochodu – bowiem dzieła wybitnych malarzy są traktowane obecnie jako jedna z najbardziej atrakcyjnych inwestycji. Jednak katarska rodzina królewska prawdopodobnie nie ma zamiaru zbyt szybko sprzedawać zakupionego obrazu – jej kolekcja jest systematycznie uzupełniana o kolejne wybitne dzieła sztuki, a bajecznie bogaty Katar staje się ważnym punktem na kolekcjonerskiej mapie świata.
Jeszcze do niedawna sztuką interesowali się nieliczni pasjonaci – ale dzisiaj o rynku dzieł sztuki coraz częściej mówi się w kategoriach ciekawej inwestycji alternatywnej, z której stopy zwrotu nie są uzależnione od koniunktury w światowej gospodarce. Dzięki powstawaniu funduszy inwestycyjnych opartych o ceny dzieł sztuki, rynek ten stał się także bardziej dostępny dla osób o przeciętnym stanie konta.
Jak jednak przekonują znawcy rynku sztuki, inwestowanie w obrazy czy rzeźby wiąże się nie tylko z potencjalnymi dużymi stopami zwrotu, lecz także ze sporym ryzykiem. Dzieła młodych twórców, obecnie relatywnie tanie, mogą znacząco zyskać na wartości – lub przeciwnie, stać się niemal bezwartościowe. Tymczasem najpewniejszą inwestycją pozostają dzieła najbardziej uznanych artystów, a więc te, które już teraz są bardzo drogie. Kupiony za ćwierć miliona dolarów obraz może być więc jedną z trafniejszych inwestycji emira Kataru.