Data: 25 stycznia 2012
Przełom roku jest często korzystny dla giełdowych byków. Tym razem też tak było. Pamiętać też trzeba, że gracze nauczyli się już, iż amerykański rynek akcji jest dużo silniejszy od europejskiego i dopóki dane makro nie zaczną ich niepokoić, to tylko naprawdę poważne powody będą doprowadzać do przecen. Mamy do czynienia z prawdziwą desynchronizacją (decoupling) rynków Europy i USA. Oczywiście to jest rozłączenie do czasu, kiedy albo w Europie sytuacja się uspokoi, albo w USA pod wpływem Europy pogorszy.
W styczniu politycy europejscy bez przerwy się spotykali, dyskutując o sposobach rozwiązania kryzysu, rozpoczął się sezon raportów kwartalnych amerykańskich spółek i wszyscy czekali na kolejny szczyt UE (30. stycznia). Nic dziwnego, że indeksy rosły. W chwili pisania tego komentarza wzrosły już do poziomów z lipca 2011 roku, a nastroje nadal były „bycze”.
W 2012 roku widać również sporo innych problemów. Uważam, że groźny jest konflikt Izrael – Iran. Politycy izraelscy wyraźnie i niedwuznacznie mówią o ataku na atomowe instalacje Iranu. Zakładam, że problemu nie da się rozwiązać metodami dyplomatycznymi i w 2012 lub 2013 roku do takiego ataku dojdzie. Gdyby tak się stało, to pierwszą reakcją rynków byłoby znaczne podniesienie ceny ropy i spadki indeksów.
Zagrożeniem jest według mnie też to, że w wielu krajach odbędą się wybory. W Grecji wygrać mogą politycy niechętni polityce oszczędnościowej Lucasa Papademosa, obecnego premiera Grecji. Jeśli we Francji wygra François Hollande, to sytuacja może się bardzo zmienić. Hollande na razie jest niechętny ratowaniu zagrożonych krajów strefy euro. Trzecim zagrożeniem jest to, co dzieje się w Chinach. Od dawna analitycy ostrzegają, że mogą one być źródłem potencjalnych problemów. Problem, w tym, że chińskie zagrożenie jest widoczne od wielu lat, a kryzys się nie pojawia. Kiedyś musi światu zagrozić, ale nie musi to być wcale rok 2012.
Czwartym zagrożeniem, ale i nadzieją, jest kryzys strefy euro. Moim bazowym scenariuszem jest to, że w roku 2012 dojdzie jeszcze do czegoś, co można będzie nazwać apogeum tej fazy kryzysu. Będzie to trwało do momentu, kiedy to ECB znajdzie rozwiązanie, dzięki któremu będzie mógł działać tak jak Fed czy Bank Anglii. Poinformuje, że będzie skupował bez ograniczeń obligacje zagrożonych państw strefy euro. Niemcy będą musieli się z takimi decyzjami pogodzić. Być może zresztą pojawi się inne, ale ekwiwalentne w skutkach rozwiązanie (zbudowanie ściany ochronnej naokoło Włoch, Hiszpanii i Francji).
Dzięki podjęciu takich decyzji ECB nie będzie musiał niczego drukować. Rynki finansowe nie mają w zwyczaju walczyć z bankami centralnymi, które mogą po prostu w komputerze dopisać zero na końcu swojego rachunku. Zawsze w takiej walce banki będą górą. Nie jest właściwe mówienie o przegranych banków w sytuacjach takich jak atak G. Sorosa na funta, bo to jest kompletnie inna sytuacja i każdy prawdziwy gracz giełdowy to rozumie.
Od momentu podjęcia takiej decyzji (lub podobnej, która wzniesie mury obronne wokół Włoch, Hiszpanii i Francji) hossa powróci na wszystkie parkiety. Najmocniej rosnąć będą ceny surowców. Zyskiwał też będzie kurs EUR/USD oraz nasz złoty. Okaże się, że recesji w strefie euro nie będzie, a w Polsce PKB wzrośnie o zdecydowanie więcej niż prognozowane w projekcie budżetu 2,5 procent. Za to wszystko zapłacimy (bez względu na to, czy ECB będzie, czy nie będzie drukował) dużą inflacją, ale zapewne jeszcze nie w 2012 roku.
To jest bazowy scenariusz, ale jest i inny. Na początku roku gracze wysyłali europejskim politykom niewłaściwe sygnały. Pokazywali, że wszystko jest w porządku i nic nowego nie trzeba zrobić. Teoretycznie to jest zły prognostyk na luty (po szczycie UE). Dlaczego teoretycznie? Dlatego, że nie wykluczam innego rozwiązania. Rynki będą nadal emanowały optymizmem, indeksy będą rosły, a wraz z nimi ceny surowców i kurs EUR/USD. To będzie trwało do marca- kwietnia. Wtedy to znowu pojawia się napięcia związane z lokowaniem potężnych emisji długu krajów strefy euro i banków. To zaś doprowadzi do kolejnego spazmu kryzysu i powrotu do scenariusza numer 1.
Inaczej mówiąc zamiast ostrej fazy kryzysu i decyzji o europejskim QE będziemy mieli gnicie i powtórne uderzenie niedźwiedzi za kilka miesięcy, kiedy sytuacja gospodarcza w Europie będzie zdecydowanie słabsza. Plusem byłoby to, że uderzenie nastąpiłoby na poziomach dużo wyższych niż obecnie. Który ze scenariuszy będzie realizowany? Może pojawi się jeszcze jakiś inny? Tego nie wie nikt, ale coś zakładać przecież trzeba.