English info

Debata o debacie

Autor: Marek Ignaszak

Data: 10 października 2011

Mamy kryzys. Zadłużenia. To wiemy wszyscy. Ale osoby liczące na ujrzenie uwijających się jak w ukropie polityków starających się zażegnać niebezpieczeństwo, mogą czuć się zawiedzione. Obecnie, zamiast podejmować  jakiekolwiek działania mające na celu opanowanie sytuacji, prowadzi się debatę. Od czasu do czasu prześle się Grecji transzę pomocy, skupi trochę obligacji emitowanych przez kraje z południa Europy lub ogłosi nowy pakiet stymulacyjny, odsuwając problemy na później. W wygospodarowanym  w ten sposób wolnym czasie można spokojnie podebatować. I to jak!

Zanim przejdę do sedna, będzie ważna dygresja. Otóż ekonomia jest nauką, której przedmiotem jest społeczeństwo i jego funkcjonowanie w ramach systemu gospodarczego. Zachowanie społeczeństwa zależy od sposobu, w jaki funkcjonuje szereg składających się na nie sieci socjalnych, mechanizmów podejmowania decyzji przez poszczególnych jego członków, czy też obowiązujących norm społecznych i tradycji. To, w jaki sposób dana sieć społeczna zareaguje na bodźce, na przykład ekonomiczne, jest więc zależne od ogromnej liczby czynników. Co gorsza, zarówno reakcja na bodźce, jak i same czynniki determinujące tę reakcję, zmieniają się wraz z upływem czasu i rozwojem społeczeństw. To znaczy, że przedmiot, który bada ekonomia, podlega ciągłym zmianom. Panta rhei. I tak jak Heraklit nie mógł wejść dwa razy do tej samej rzeki, bo ta za każdym razem odpływała i stawała się inną rzeką, tak i u ekonomistów z badania na badanie, z publikacji na publikację, każdy model opisuje i bada trochę inną gospodarkę, bo ta w międzyczasie odpływa.  To trochę tak, jakby w pewnym dniu upuszczone przedmioty zaczęły być odpychane od ziemi i konieczne stało się zrewidowanie całej dotychczasowej wiedzy o grawitacji. A za kolejne kilka lat oderwane z drzewa jabłka miały tendencję do odlatywania w bok. Pojawienie się kart kredytowych, Internetu, globalizacja przepływów kapitału, wymusiły uaktualnianie dotychczasowych teorii ekonomicznych, ponieważ cały system gospodarczy zaczął funkcjonować nieco inaczej.

Po tej dygresji możemy zająć się narzekaniem na jakość obecnej debaty o naprawie globalnej gospodarki. Po pierwsze, koronnym argumentem podczas dyskursu polityków gospodarczych staje się stwierdzenie, że jakiś pomysł bądź propozycja rozwiązania problemu jest logiczna lub oczywista. I już. Pojęcia te są jednak bardzo nieostre. Zapytajmy na przykład, jaka  jest oczywista i logiczna zmiana akcji kredytowej w reakcji na podniesie stóp procentowych? Dla osoby niemającej nic wspólnego z ekonomią żadna reakcja nie jest oczywista, bo po prostu tego nie wie. Dla kogoś obeznanego z klasyczną myślą ekonomiczną logiczne jest, że spowoduje to spadek akcji kredytowej. A jak jest obecnie? W skrócie: Australia i Nowa Zelandia, rok 2006. Władze monetarne, chcąc ograniczyć liczbę udzielanych kredytów hipotecznych, podnoszą stopy procentowe. Jednak wyższe oprocentowanie lokat kusi większą liczbę globalnych inwestorów, a banki zasilone w dodatkową płynność zwiększają akcję kredytową.

Rynkowe stopy procentowe w Japonii od ponad 10 lat są najniższe na świecie, oscylując wokół zera. Nie licząc globalnych graczy otwierających pozycje carry trade, akcja kredytowa w tym kraju jest mizerna, a inflacja bliska zeru. Skoro już jesteśmy przy Japonii, to popularna w ubiegłym stuleciu teoria nosząca miano międzynarodowego efektu Fishera mówiła, że waluta kraju o niższych stopach procentowych będzie się umacniać względem waluty kraju o wyższych stopach procentowych. Stopy japońskie już niższe być nie mogą, a jen przez 20 lat przed kryzysem osłabiał się, spychany masowym zawieraniem transakcji carry trade. Intensyfikacja globalnych przepływów kapitałowych wymusiła więc także poprawienie teorii opisujących zmiany kursów walutowych pod wpływem zmian stóp procentowych. Dzisiaj zależność pomiędzy tymi dwoma zmiennymi opisuje teoria parytetu stóp procentowych. Z kolei, czy większe oszczędności prowadzą zawsze do ożywienia inwestycji? Występuje tu paradoks zapobiegliwości. No to może chociaż wzrost ceny produktu doprowadzi do spadku popytu na nie? Przykro mi – dobra Giffena. Powiecie, że to specjalnie dobrane, skrajne przypadki. I macie racje. Ale skąd wiadomo, że jedna z tych proponowanych logicznych oczywistości nie jest właśnie takim specjalnym przypadkiem? Pomysłodawca powinien przeprowadzić kompleksową analizę skutków danego rozwiązania i podąć wyniki tejże analizy do wiadomości publicznej. Jest to konieczne, aby zagwarantować przeprowadzenie efektywnej debaty pozwalającej wyłonić najlepsze rozwiązanie. Niestety obecnie, chociażby w strefie euro, wiele propozycji gospodarczych jest właśnie takimi oczywistościami, sprzedawanymi w kolorowym opakowaniu pseudo-reformami, których wpływ na gospodarkę wyjaśnia się „na chłopski rozum”, używając jedynie sugestywnych metafor. Ale fakt, że nie stoi za tym model, badanie, czy inna naukowa próba ustalenia, w jaki właściwie sposób ta zmiana wpłynie na życie gospodarcze, uniemożliwia przeprowadzenie konstruktywnej debaty.  Dobrym przykładem jest tu koncepcja euroobligacji. Krytykowany przez ekonomistów, czysto polityczny pomysł, który ma w cudowny sposób rozwiązać europejskie problemy, ale tak na prawdę odsuwający je jedynie w czasie i generujący jeszcze większe nierównowagi rynkowe.

Keynes stwierdził kiedyś, iż  badacze są zazwyczaj więźniami martwych ekonomistów. Obecną debatą nad stanem globalnej gospodarki również rządzą martwi ekonomiści.  Prawdą jest, że naukowcy nie wyciągnęli należytych lekcji z azjatyckich kryzysów finansowych, których mechanizm był zbliżony do tego, co obserwowaliśmy w 2007 roku w USA. Zapomniano o pracach Minsky’ego, Schillera, Akerlofa, Eichengreena i wielu innych, którzy konstruowali modele niestabilności finansowej, opisywali anatomię krachów kredytowych oraz badali defekty rynków finansowych, precyzyjnie przewidując możliwość wystąpienia takiego załamania, przez jakie przechodzimy.  Błędem było zapomnienie tych prac. Z drugiej strony jednak należy pamiętać o tym, iż od ich czasów gospodarka trochę odpłynęła. Ci ekonomiści prowadzili badania nad nieco innymi systemami gospodarczymi. Dlatego bezrefleksyjne wzorowanie się na zaleceniach dawno pożartych przez saprofity naukowców może zaprowadzić nas w ślepy zaułek, z którego bardzo ciężko będzie się wydostać.  Nowe czasy wymagają często nowych rozwiązań.

Kolejnym defektem gospodarczej debaty publicznej na całym świecie jest ideologizacja poglądów gospodarczych. Temat ten doczekał się nawet publikacji Paula Krugmana. Otóż, jak samokrytycznie przekonuje w swojej pracy profesor z Princeton, w czasie ostatniego kryzysu ekonomiści mieli tendencję do bronienia gospodarczych pomysłów tych polityków, z którymi dzielili poglądy ideologiczne, mimo, że pomysły te same w sobie były, delikatnie mówiąc, nierozsądne. Podział na  keynesistów, neoklasyków, lewicę, prawicę, bierze się z właśnie z takiej ideologizacji poglądów. Polityk gospodarczy nie powinien odrzucać rozwiązań, których skuteczność potwierdzają przeprowadzone badania, jedynie dlatego, że nie wpisują się w jego przestrzeń ideologiczną.  Nie powinien się do pewnych rozwiązań uprzedzać.

Mówimy obecnie o drugiej fali kryzysu. Jednak jakościowo obecne problemy z obsługą zadłużenia przez  takie kraje jak Grecja czy Portugalia są identyczne z tym, co przeżywaliśmy w 2007 roku. Krach sprzed czterech lat był efektem bankructwa żyjących ponad stan amerykańskich gospodarstw domowych, tak jak obecne zawirowania wynikają z niewypłacalności żyjącej ponad stan Grecji. Na pewnym poziomie ogólności śmiało można przyjąć, że Grecja jest jednym z takich gospodarstw domowych NINJA[1], którym udzielano masowo kredytów. W obu przypadkach faktyczne ryzyko kredytowania okazało większe niż to postrzegane przez rynek. Do wypaczeń w postrzeganiu ryzyka doprowadziły w obu przypadkach czynniki instytucjonalne. Wydaje się więc, że także rozwiązania obu problemów będą zbliżone.  W kolejnym numerze Trendu spróbuję przeanalizować obecną sytuację w Europie, a także w USA, oraz zastanowię się, jakie panaceum na problemy wyłania się z najnowszych publikacji na ten temat.


[1] No Income, No Job or Assets.