Data: 9 października 2011
W sierpniu na rynku akcji doszło do przeceny. Nie było jednej, istotnej przyczyny, która do niej doprowadziła. Uważałem, że jeżeli politykom europejskim uda się uspokoić rynki, jeśli chodzi o zadłużenie Włoch i Hiszpanii, to przed wrześniowym złamaniem możemy jeszcze zobaczyć sierpniową hossę. Nic z tego nie wyszło, bo nic nie zrobiono, żeby uspokoić sytuację. Od już dłuższego czasu oczekiwane wydarzenia co prawda się realizują, ale w zdecydowanie krótszym od prognozowanego okresie. Można powiedzieć, że kula śnieżna kryzysu toczy się coraz szybciej.
Rynki najbardziej boją się wtedy, kiedy żadne dobre (lub „dobre”) informacje nie pomagają bykom. 21 lipca europejscy politycy upajali się porozumieniem, które miało pomóc Grecji. Oczywiste było, że nie ma ono większego znaczenia, jeśli chodzi o Hiszpanię i Włochy, a to było prawdziwe zagrożenie. Bardzo szybko okazało się, że rynek długu nadal przecenia obligacje tych dwóch krajów. Inaczej mówiąc – akcja europejskich polityków nie dała oczekiwanych rezultatów. Okazało się też, że porozumienie polityków w USA też nie pomaga. Gracze dodali dwa do dwóch i wyszło im cztery: żadne posunięcia polityków nie pomogą, więc trzeba z rynku uciekać. Do tego doszły słabe dane z USA. Trzeci kwartał, który miał być dla gospodarki nieco lepszy (też tego oczekiwałem), zaczął się fatalnie.
Potem jeszcze agencja ratingowa Standard&Poor’s obniżyła rating USA z AAA do AA+. Według Standard&Poor’s Stany Zjednoczone mają teraz rating niższy niż Francja czy Niemcy, a taki sam jak Belgia (która praktycznie nie ma rządu, ma zadłużenie około 100 proc. PKB i jest na krawędzi rozpadu na dwa państwa) oraz bliski ratingowi Hiszpanii (sic!). Rating kraju, na którego obligacje popyt jest potężny (rentowność spada bez przerwy), który emituje globalny pieniądz rezerwowy (dolara) i który wytwarza 24 procent światowego PKB, został obniżony do poziomu państw balansujących na krawędzi bankructwa… W tej sytuacji nie dziwi szalona panika, którą obserwowaliśmy na rynku akcji.
Fatalna sytuacja na rynkach finansowych zaczęła się poprawiać przed wystąpieniem Bena Bernanke, szefa Fed na sympozjum Fed w Jackson Hole (26 sierpnia). Wystąpienie Bena Bernanke było majstersztykiem ukierunkowanym na (bardzo krótkoterminową) pomoc rynkom finansowym. Obiecał on, że we wrześniu posiedzenie FOMC nie będzie jednodniowe (jak wcześniej planowano), a dwudniowe (20-21.09), zaś dyskusje będą dotyczyły użycia narzędzi wspierających gospodarkę. Czekanie na to wydarzenie wspierało rynki amerykańskie, ale nie europejskie, gdzie bykom nadal szkodziły obawy o losy strefy euro i o przyszłość gospodarki.
Komunikat po wrześniowym posiedzeniu FOMC nie okazał się być przełomem. Poziom stóp oczywiście się nie zmienił, ale nikt nie oczekiwał, że będzie inaczej. Rynek oczekiwał „operacji twist”, czyli zamiany obligacji krótkoterminowych na długoterminowe w portfelu Fed. To miałoby obniżyć rentowność obligacji długoterminowych, które są w USA odnośnikiem dla różnych kredytów (przede wszystkim hipotecznych).
Dokładnie taki był komunikat po posiedzeniu FOMC. Zamiana obligacji na kwotę 400 mld USD i końcowy fragment, który mówi, że „Komitet dyskutował o możliwych narzędziach służących do wspomożenie silnego wzrostu gospodarczego” i dalej „Będzie obserwował perspektywy dla gospodarki, które oszacuje na podstawie danych makro i jest przygotowany do użycia tych narzędzi”. Inaczej mówiąc: jest słabo, będzie być może lepiej, a jeśli nie będzie, to my pomożemy.
Gdyby nie fraza „o rosnącym znacznym ryzyku dla gospodarki” był to umiarkowanie pozytywny komunikat. Był jeszcze też niestety jeden fragment, który najprawdopodobniej doprowadził do prawdziwej przeceny na rynkach. Fed popełnił błąd, bo po raz pierwszy od dwóch lat wspomniał o zagrożeniach płynących z zewnątrz USA, czyli z Europy. Gracze po dokładnym przeanalizowaniu komunikatu doszli do wniosku, że sytuacja jest bardzo poważna, bo ostatnio przed posiedzeniem FOMC nieco lekceważyli Europę i indeksy spadły po około trzy procent.
O tego momentu wszystkie oczy będą skierowane właśnie na Europę. A tam ciągle trwała we wrześniu dyskusja na temat tego, czy należy pomagać Grecji. Uważam, że jest tylko jedno wyjście z tego błędnego koła. Trzeba dać Grecji upaść (zrestrukturyzować dług) i wnieść naokoło Hiszpanii i Włoch mur obronny w postaci potrojonego funduszu EFSF (z 440 mld euro na ponad 1,3 bln euro). Jeśli politycy nie podejmą takich decyzji, to czekać nasz będą dalsze przeceny (być może z chwilową przerwą po uratowaniu Grecji).