English info

Wywiad z byłym prezesem GPW Wiesławem Rozłuckim

Autor: Marta Włodarz

Data: 14 maja 2007

GPW potęgą w regionie? - wywiad z byłym prezesem GPW Wiesławem Rozłuckim

Jak Pan ocenia obecną sytuację na giełdzie?

Sytuacja często się zmienia. Dziś występuje znaczna zależność giełdy polskiej od rynku amerykańskiego to Wall Street decyduje o tym,
w jakim kierunku podążać będą polskie rynki. Tamtejsze wyceny przekładają się na nastrój w Warszawie . Wyceny u nas są dosyć wysokie. Dominują wzrosty, czego przyczyną jest lepszy stan polskiej gospodarki. Warto się jednak zastanowić, czy te dobre fundamenty nie zostały nadmiernie wycenione przez kursy akcji.

Czy nie nastąpiło już przewartościowanie niektórych spółek?

Nigdy ex ante nie można tego powiedzieć. Wycena jest bardzo wrażliwa na tempo wzrostu. Jeżeli jest ono znaczne, to wysokie wyceny są uzasadnione.

Czy są przesłanki, żeby i w tym roku przewidywać rekordowe obroty na rynku akcji?

Wydaje mi się, że jeśli będzie trwała hossa, obroty mogą być nawet wyższe.

Jak Pan ocenia płynność naszej giełdy

Nie jest ona wysoka, a wynika głównie z tego, że spora część strategicznych pakietów nie jest obracana na giełdzie. Jeśli płynność mierzy się stosunkiem obrotów do całości wyemitowanych akcji, to nie może być ona wysoka, ponieważ niewielka część spółki jest przedmiotem obrotu. Wg mnie płynność powinna być mierzona stosunkiem obrotu do free floatu – czyli akcji w wolnym obrocie.

Jakich narzędzi użyć do przewidywania kursów akcji debiutującej spółki?

Przede wszystkim należy popatrzeć na model biznesowy, strategię spółki oraz sposób jej realizacji. Jeśli spółka ma wysokie tempo wzrostu przychodów i zysków, zawsze będzie dobrze wyceniania. Ale nie każda udana oferta publiczna przekłada się na długofalowe wzrosty.

Czy powinno się stosować instrumenty fiskalne, które ułatwiłyby inwestowanie na giełdzie?

O tym się myśli, gdy koniunktura się pogarsza. Bo gdy jest dobra, inwestorzy zachęcani są zyskami. Częstym takim mechanizmem na europejskich rynkach jest mechanizm podobny do naszego IKE (czyli Indywidualnych Kont Emerytalnych), tylko na większą skalę. Pewne limitowane kwoty mogą być inwestowane i pomniejszają one podstawę opodatkowania. Tego
w Polsce nie ma, a myślę, że to byłoby dobrym bodźcem dla inwestorów pozostających jak na razie poza giełdą.

Jak Pan ocenia rozwój rynków instrumentów pochodnych?

Trzeba pamiętać, że 90% opcji na rynku wygasa bez zysku. Natomiast na tych kilku procentach zarabia się wystarczająco dużo, by być nimi zainteresowanym. Ciekawym pomysłem byłoby wprowadzenie opcji na przyszłe indywidualne dochody obecnych studentów. W przyszłości ci spośród nich, którzy osiągnęli by wysokie dochody, poprzez zawarte umowy mogliby się nimi podzielić z innymi uczestnikami. Taka sekurytyzacja karier jest bardzo możliwa. Warto pomyśleć o wprowadzeniu takiego instrumentu. Produkty przyszłości to instrumenty zindywidualizowane. Myślę, że warto byłoby również wprowadzić tzw. ETFy (Exchange Trading Funds), które ułatwiają tanie wejścia na inne rynki.

Co Pan uważa o przestrzeganiu zasad ładu korporacyjnego przez polskie spółki?

Moim zdaniem jest dobrze. Uważam, że spółki zrozumiały, że przestrzeganie tych zasad leży w ich interesie.

Czy polska giełda powinna być sprywatyzowana?

W momencie zakładania giełdy trzeba było, by Skarb Państwa wyręczył rynek, bowiem wtedy ani banki, ani firmy prywatne nie chciały samodzielnie inwestować w tego typu przedsięwzięcie. Wg planu giełda miała być sprywatyzowana po 2 latach. Niestety to nie nastąpiło. Ja uważam, że giełda powinna być własnością wszystkich swoich użytkowników czy interesariuszy – czyli zarówno Skarbu Państwa, jak i domów maklerskich, spółek notowanych na giełdzie, funduszy inwestycyjnych, emerytalnych i inwestorów indywidualnych. Te wszystkie grupy powinny mieć swoje udziały, żeby giełda rozwijała się w tym kierunku, który odpowiada większości osób zainteresowanych.

Czy powinniśmy się połączyć z jakąś inną giełdą w regionie?

Uważam, że należy rozglądać się za możliwościami integracji, bowiem może nastąpić moment, że nawet dynamiczny rozwój naszego rynku może nie być wystarczający do tego, by osiągnąć skalę akceptowalną dla dużych zagranicznych inwestorów. Może dojść do sytuacji, w której scena europejska będzie zdominowana przez trzy sieci giełd i jeżeli nie będziemy należeć do którejś z nich, możemy zostać zepchnięci na margines. W tej chwili największe giełdy walczą o prymat w Europie, więc możemy być spokojni. Należy jednak bacznie obserwować sytuację. Jeśli walka się rozstrzygnie, trudno będzie pozostać poza jedną
z trzech możliwych sieci czy grup kapitałowych, które się stworzą. Trzeba przygotować najlepszą możliwą pozycję negocjacyjną tak, by
w momencie wyboru wynegocjować najlepsze warunki.

Czy wejście do strefy euro wpłynie na polską giełdą?

Tak, będzie na pewno większa konkurencja. Dziś nasza waluta daje nam odrębność, bardzo trudno jest przeprowadzać notowania

w dwóch walutach. Jeżeli Polska wejdzie do strefy euro, porównywalność cen akcji będzie znacznie większa i konkurencja się zwiększy.

Co zmieniłby Pan w obecnym kształcie giełdy?

Niewiele. Obecny zarząd działa bardzo rozsądnie, aktywizuje współpracę międzynarodową. Uważam jednak, że prywatyzacja giełdy, o której wcześniej mówiłem, jest sposobem na utrzymanie dobrego stanu giełdy. Trzeba pamiętać, że Skarb Państwa dotychczas nie interweniował w kierunki rozwoju giełdy. Giełda była poza układem politycznym, w którym wybory polityczne przesądzają o obsadzie stanowisk w spółkach Skarbu Państwa. Ale ten stan może nie trwać wiecznie. Przy kolejnych wyborach jakaś mała partia w ramach umowy koalicyjnej dostanie zarządzanie giełdą i nie będzie miało znaczenia, że w ogóle się na tym nie zna. Dotychczas to nie nastąpiło, ale obserwując scenę polityczną w Polsce, mogę stwierdzić, że zbliżamy się niestety do tego, że giełda – ostatni bastion profesjonalizmu ekonomicznego – wejdzie w obszar rozgrywek politycznych. Prywatyzacja jest sposobem, by to bardzo duże ryzyko wyeliminować.

Czy 16 lat temu, gdy współtworzył Pan giełdę, przypuszczał Pan, że rozrośnie się ona do obecnych rozmiarów?

Jestem dumny z tego, że giełdę udało się utworzyć w parę miesięcy – od października 1990 do kwietnia 1991. W wolnych chwilach myślałem o jej przyszłości. Myślałem jednak, że będzie więcej indywidualnych inwestorów i więcej notowanych spółek. Kierując giełdą, zetknąłem się z rzeczywistością i wtedy moje marzenia stały się bardziej realne. Podsumowując mogę powiedzieć, że obecny stan jest lepszy niż przewidywałem 10 lat temu, ale jeszcze nie spełnia pierwotnych, może naiwnych oczekiwań z 1990 roku, tuż przed jej uruchomieniem.

Jak Pan ocenia zachodzące procesy prywatyzacji w polskiej gospodarce?

Jestem zawsze przekonany, że państwo nie jest dobrym właścicielem. Jeśli o decyzjach ekonomicznych nie decyduje efektywność, lecz polityka i szukanie poparcia wśród wyborców, spółka nigdy nie będzie działać optymalnie ani nie stanie się gotową do rzeczywistej konkurencji. Oczywiście nie każda prywatyzacja jest dobra. Ważne by była uczciwa i rzetelna. Jest wiele spółek Skarbu Państwa, w których prezesi zmieniają się co kilka tygodni. To świadczy, że nie jest to stan, który gwarantuje efektywne funkcjonowanie przedsiębiorstwa.

Jak ocenia Pan politykę gospodarczą obecnego rządu?

Wydaje mi się, że nie jest ona priorytetem w jego działaniach. Martwi mnie to, że wiele zmian kadrowych opiera się na kryterium zaufania,
a nie na posiadaniu profesjonalnych kompetencji. Sektor państwowy nadal jest ważny w gospodarce, a jeśli następują w nich ruchy kadrowe, budzące wśród analityków zdumienie, to nie jest to zjawisko dobre. Konsekwencją tego może być to, że przedsiębiorstwa staną się mało konkurencyjne, gdyż nie ma dziś ważniejszego czynnika w gospodarce jak jakość i kompetencje ludzi. Natomiast walka polityczna, która ciągle trwa, przesuwa nacisk na wierność i zaufanie kosztem analizy profesjonalnych kompetencji.

Jakich rad udzieliłby Pan młodym inwestorom?

Przede wszystkim, by inwestować w różne instrumenty. Umieć oceniać ryzyko oraz akceptować straty. Nie zazdrościć, że ktoś zarobił kilka razy tyle. Postępować zgodnie ze swoją naturą, ryzykować do poziomu, który jesteśmy w stanie zaakceptować.

Czy London School of Economics, na której kiedyś Pan studiował, jest uczelnią godną polecenia?

Jak najbardziej. Wtedy, gdy tam studiowałem, podobało mi się, że studenci mogą wybierać zajęcia i profesorów. Dziś jest tak również na SGH. To, co wtedy mnie uderzyło, co dziś także widoczne jest na SGH, to duża aktywność środowiska studenckiego w formie przeróżnych kół, stowarzyszeń, klubów dyskusyjnych. Bardzo podobało mi się też międzynarodowe środowisko. Rozmawiając ze studentami ze wszystkich kontynentów, uczyło się relatywizmu własnej wiedzy. Umiejętność rozmawiania i słuchania innych osób o czasem zupełnie innych poglądach, pozwala podchodzić do problemów z większą uwagą. Studiowanie na takiej uczelni uczy spojrzenia globalnego i z dystansem na własne sprawy. Później bardzo mi się to przydawało w tworzeniu giełdy, gdyż starałam się, by powstawała ona zgodnie z zachodnimi wzorcami. Nie wymyślałem niczego innego, ale uznałem, że warto naśladować dobre rozwiązania sprawdzone gdzie indziej. Jeśli chodzi o giełdy i nastawienie do pieniądza, można mieć zaufanie do wcześniej wypracowanych wzorców. Właściwie było i jest to kluczem do sukcesu naszej giełdy.

Jak by Pan dokończył zdanie: „Najlepszym dniem były ten, kiedy na giełdzie…..”?

… kapitalizacja przekroczyłaby 100% naszego PKB.

dr Wiesław Rozłucki (ur. 1947 w Gliwicach) - współzałożyciel Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie i jej prezes do 2006 roku. W 1995 roku został odznaczony francuskim odznaczeniem L’Ordre National du Merite, a w 2000 roku Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Odrodzenia Polski. Od 2005 jest wiceprzewodniczącym Komitetu Roboczego Europejskiej Federacji Giełd (FESE). Zasiada w radach nadzorczych spółek PKN Orlen, MCI Management, TP SA, Wasko i TVN.