English info

Niepoprawna licytacja pesymizmu

Autor: Marcin Rogalski, FIT DM S.A.

Data: 12 grudnia 2008

Mijający już listopad nie zapisze się pozytywnie w pamięci inwestorów. Pierwsze tygodnie przyniosły w zasadzie kontynuację wyprzedaży złotego, która rozpoczęła się jeszcze w sierpniu b.r. W efekcie 21 listopada b.r. złoty ustanowił swoje lokalne minimum. Za euro płacono wtedy blisko 3,90 zł, dolar był wart ponad 3,12 zł, a frank 2,54 zł. Nie zostały jednak pobite minima z października, co w końcu miesiąca stało się sygnałem do umocnienia naszej waluty. Euro potaniało do 3,75 zł, dolar do 2,91 zł, a frank do 2,43 zł. Przyczyniła się do tego także lepsza sytuacja na giełdach i odbicie na rynku EUR/USD.

Przełomem dla obu tych rynków okazał się początek ostatniej dekady listopada, kiedy to inwestorzy otrzymali kilka istotnych informacji. Pomoc amerykańskiej administracji dla przeżywającego spore problemy finansowego giganta Citigroup uchroniła go od bankructwa i kolejnych zawirowań w całej branży. Z kolei pierwsze zapowiedzi nominacji na stanowiska gospodarcze ze strony prezydenta-elekta Baracka Obamy zwiększyły nadzieje inwestorów, że nowa administracja będzie jeszcze aktywniej walczyć z kryzysem. Wystarczy tylko wymienić cenionego przez rynek Timothy’ego Geithnera, szefa oddziału FED z Nowego Jorku, który zostanie nowym Sekretarzem Skarbu, czy też Paula Volckera, szefa FED za prezydentury Ronalda Reagana. Ma on doradzać prezydentowi w kwestii przezwyciężenia gospodarczego kryzysu.

Największe znaczenie w obecnej chwili miały chyba decyzje Rezerwy Federalnej o uruchomieniu dwóch nowych programów pomocowych skierowanych do konkretnych segmentów rynku. Pierwszy z nich zakłada wykup papierów dłużnych powiązanych z rynkiem mieszkaniowym, co ma na celu obniżyć wciąż wysokie stawki marż od udzielanych pożyczek hipotecznych. Tutaj skierowano docelowo 600 mld USD. Drugi program, za jedną trzecią tej kwoty (tj. 200 mld USD), ma posłużyć do odblokowania rynku pożyczek konsumenckich. Można powiedzieć, że dzięki temu FED chce urealnić rynkowe stopy procentowe, tak aby gospodarka rzeczywiście mogła odczuć pozytywny wpływ podjętych w tym roku decyzji poluzowujących politykę monetarną. Wszystkie postanowienia podjęte w ostatniej dekadzie listopada nie będą wystarczającym remedium na obecny kryzys, więc nie należy oczekiwać po nich zbyt wiele. Jednak w obliczu sytuacji, kiedy rynkami rządzą głównie emocje, każdy pozytywny fakt może być dość skutecznie „przejaskrawiony” w odbiorze. Dodatkowo warto pamiętać o zwyczajowej zwyżce na rynkach, mającej miejsce na przełomie listopada i grudnia, popularnie nazywanej rajdem Świętego Mikołaja. Może ona dać pretekst do dalszych zwyżek EUR/USD (analiza techniczna nie wyklucza poziomów 1,35-1,38 jeszcze w grudniu) i tym samym umocnienia złotego. Tutaj można postawić prognozę, według której na koniec roku za euro zapłacimy 3,45-3,50 zł, a za dolara 2,50-2,60 zł.

Dość ciekawy jest fakt, iż zwyżki na giełdach i umocnienie złotego będą mieć miejsce w sytuacji, kiedy część instytucji finansowych prześciga się w formułowaniu coraz to bardziej pesymistycznych prognoz dla lokalnych gospodarek. Wystarczy wspomnieć kontrowersyjny raport francuskiego banku BNP Paribas zakładający wyhamowanie dynamiki wzrostu polskiego PKB w 2009 r. do zaledwie 0,4 proc. r/r, czy pesymistyczne wskazania JP Morgan na poziomie 1,5 proc. r/r. Trudno określić czy to wynik jakiejś nowej mody, czy też obaw analityków, że teraz znów niedoszacują przyszłych tendencji. Stąd też ich zdaniem być może lepiej od razu nastawić się na najgorsze, aby później odkrywać pewne pokłady optymizmu. Takie myślenie może stwarzać dobry grunt pod ewentualną wyraźniejszą zmianę tendencji na rynkach za kilka miesięcy. Mowa tutaj o nowej hossie na giełdach, która na dobre rozpocznie się najprawdopodobniej na wiosnę 2009 r. i zachęci zagranicznych inwestorów do powrotu do mechanizmu strategii opartych o carry-trade. Najogólniej mówiąc, polegają one na zaciąganiu tanich pożyczek w niskooprocentowanych walutach (jenach, frankach) i inwestowaniu tych kwot w bardziej ryzykowne instrumenty, w tym także waluty krajów, których banki centralne prowadzą politykę wysokich stóp procentowych. Do nich wciąż należy Polska, mimo że w listopadzie Rada Polityki Pieniężnej nieoczekiwanie zdecydowała się na cięcie stóp procentowych o 25 punktów bazowych do poziomu 5,75 proc., sygnalizując przy tym gotowość do dalszych ruchów. Jeżeli założyć, że do końca 2009 r. stopy procentowe spadną do poziomu 4,25-4,50 proc., to i tak będą one wyższe niż oczekiwane w strefie euro (1,5-1,75 proc.), czy USA (0,00-0,50 proc.).