Data: 12 grudnia 2010
Wszyscy zgodnie powtarzamy frazes, że pieniądze szczęścia nie dają – jednak każdy z nas chce przetestować prawdziwość tej sentencji na własnej skórze. Lekceważąc okrutne prawa rachunku prawdopodobieństwa, kupujemy kolejny kupon totolotka, wyobrażając sobie, jak piękne i beztroskie byłoby nasze życie, gdybyśmy trafili szóstkę.
Myślenie o pieniądzach wywołuje w nas całą gamę emocji, które niejednokrotnie usypiają nasz zdrowy rozsądek. Na rynkach finansowych od lat niepodzielnie panują strach i chciwość – po ich wpływem racjonalni (?) inwestorzy zamieniają się w nerwowych hazardzistów, kupujących akcje po absurdalnie wysokich cenach i sprzedających je śmiesznie tanio. Dlatego też umiejętność pokonania własnych emocji zaczęto uważać za element niezbędny do osiągnięcia finansowego spełnienia, które – jak wielu z nas sądzi – uczyni nas szczęśliwymi.
Czy to właśnie dążenie do poczucia szczęścia sprawia, że tak wielu z nas podejmuje trudną walkę z rynkiem? Dlaczego tak często utożsamiamy szczęście z bogactwem? Być może dlatego, że tkwi w nas uporczywa skłonność do porównywania się z innymi ludźmi, a ilość pieniędzy jest jednym z niewielu obiektywnych kryteriów, według których możemy ocenić siebie na tle innych. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana i trudno doszukać się bezpośredniej zależności pomiędzy poziomem zadowolenia z życia a liczbą zer na koncie w banku – jeśli wierzyć rozlicznym badaniom psychologicznym dotyczącym tej kwestii, poziom zadowolenia z życia wśród osób z listy 400 najbogatszych Amerykanów jest porównywalny do poziomu zadowolenia wśród Masajów. A przecież obie grupy dzieli materialna przepaść.
Hipokryzją byłoby stwierdzenie, że pieniądze w życiu nie są ważne. Jednak w to, że zazwyczaj nie wystarczą one do spełnionego życia, można uwierzyć, obserwując zachowanie osób, które osiągnęły wysoki status materialny – wiele z nich angażuje się bowiem w działania charytatywne. Wprawdzie dziś filantropię często uznaje się za element PR-owej strategii, jednak nie można wykluczyć, że za działaniami dobroczynnymi kryje się także potrzeba pozytywnego wpływu na życie innych, a dzięki temu – nadania sensu swojemu życiu (jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało).
W odwiecznym dylemacie „mieć czy być” złotym środkiem wydaje się więc traktowanie pieniędzy jako celu służącego do maksymalnego wykorzystania swojego potencjału jako człowieka. Jason Zweig w książce „Twój mózg, twoje pieniądze” wskazuje zresztą na to, że uzależnianie szczęścia od poczucia, że nasze życie ma głębszy sens, jest podświadome i wynika ze specyfiki funkcjonowania ludzkiego mózgu – więc, czy tego chcemy, czy nie, „(…) nasze szczęście zależy nie od tego, ile możemy kupić, lecz od tego, ile jesteśmy warci”.