Data: 17 grudnia 2012
Waranasi to najświętsze miasto wyznawców hinduizmu. Bezustannie przybywają do niego pielgrzymujący z całych Indii, by rytualnie oczyścić się z grzechów. Jest to także miejsce, w którym prawie każdy Hindus chciałby… umrzeć. Waranasi to kwintesencja Indii, zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym tego słowa znaczeniu. Wizytówką tego miasta jest nie tylko barwność i uduchowienie, lecz także brud i nędza.
Najstarsze miasto Indii
Waranasi to najstarsze miasto Indii i jedno z najstarszych miast świata – według doniesień historycznych, zostało ono założone ok. XII w. p.n.e. Według standardów europejskich, Waranasi to także bardzo duże miasto: mieszka w nim ponad milion osób, a w całej aglomeracji – ponad 3 mln osób. Jednak w Indiach Waranasi można byłoby nazwać raczej miastem średniej wielkości, ponieważ miejscowości o populacji przewyższającej milion mieszkańców jest w tym kraju kilkadziesiąt. Waranasi znajduje się dopiero pod koniec trzeciej dziesiątki najbardziej zaludnionych miast Indii – dla porównania: niemal trzymilionowa społeczność aglomeracji Warszawy plasuje polską stolicę w pierwszej dziesiątce największych miast Unii Europejskiej.
Porównywanie Waranasi do Warszawy jest jednak karkołomne i bezcelowe. Są to bowiem miasta o zupełnie różnych charakterach, zamieszkiwane przez ludzi skrajnie odmiennych kulturowo. Podczas gdy Warszawa to miasto zabieganych indywidualistów, w Waranasi – podobnie zresztą jak w niemal całych Indiach – czas płynie wolno, a od kontaktu z innymi ludźmi nie da się uciec.
Kwintesencja Indii
Pokusiłabym się o stwierdzenie, że Waranasi jest praktycznie esencją całych Indii – miastem, które skupia w sobie najbardziej charakterystyczne cechy tego kraju i ludzi tam mieszkających. Znajdziemy tam więc z jednej strony feerię kolorów, ukryte w miejskiej dżungli świątynie oraz uduchowionych braminów[1] – ale z drugiej strony zobaczymy tu także przykłady najbrudniejszych uliczek, najbardziej schorowanych nędzarzy i odór wszechobecnej śmierci. Jest to więc miasto skrajności – podobnie jak pełne skrajności są całe Indie.
Turysta przyjeżdżający do Waranasi z Europy na wstępie powinien przygotować się na to, że będzie tu hałaśliwie i tłoczno. Nie jest to miejsce dla osób szukających spokoju i odpoczynku, lecz raczej dla tych, którzy mają ochotę na mocne wrażenia – i to niekonieczne te przyjemne.
Czekając na śmierć
Najsłynniejszą atrakcją turystyczną Waranasi są tutejsze ghaty – kamienne stopnie na brzegu rzeki Ganges. Różnią się one wielkością, czystością oraz istotnością dla wyznawców hinduizmu. Prawdopodobnie najbardziej charakterystycznym miejscem w Waranasi jest Ghat Manikarnika – a więc jeden z dwóch ghatów krematoryjnych, na których pali się ludzkie zwłoki.
Umrzeć w Waranasi – to dla wyznawców hinduizmu prawdziwy zaszczyt i wyzwolenie z ziemskiej udręki. Wyznawcy tej religii wierzą bowiem, że śmierć w tym założonym przez boga Śiwę mieście pozwala doznać mokszy, a więc uwolnienia się od samsary – cyklu reinkarnacji, nieustannej wędrówki dusz. To właśnie dlatego Waranasi jest celem pielgrzymek ludzi starych, schorowanych, a także wdów (które po śmierci mężów stają się bezużyteczne i niewidzialne dla hinduskiego społeczeństwa). Ci ludzie przyjeżdżają do Waranasi, aby dosłownie czekać na śmierć, często utrzymując się jedynie z jałmużny.
Jednak nie każdy, kto umiera w tym świętym mieście, może doznać zaszczytu kremacji zwłok nad Gangesem – nie każdego bowiem na to stać. Do utworzenia stosu, na którym ma się palić zmarły, potrzeba bowiem około 300 kg drewna, umożliwiającego palenie się zwłok przez około 6 godzin. A drewno jest tutaj towarem rzadkim i bardzo drogim. Zdarza się więc, że biedniejsi Hindusi zastępują drewno wysuszonymi krowimi odchodami – lub też kupują tego drewna mniej, a niedopalone zwłoki wrzucają do Gangesu.
Technicznym przygotowaniem do kremacji zajmują się dalitowie, czyli tzw. niedotykalni – członkowie najniższej kasty w Indiach[2], jednak obrządki pogrzebowe najczęściej są odprawiane przez najbliższych członków rodziny zmarłego – stos jest podpalany na ogół przez najstarszego syna zmarłego. W pogrzebie uczestniczą tylko mężczyźni, natomiast nie dopuszcza się do tego obrządku kobiet ze względu na ich większą emocjonalność. Łzy na pogrzebie są odczytywane jako zły znak – poza tym, są niezrozumiałe, jako że zmarły z założenia przechodzi do lepszego świata.
Ci, których nie stać na kremację nad Gangesem, są paleni w innych miejscach. Często jednak ich prochy transportowane są do Waranasi, aby doznały pogrzebu w świętej rzece. Są też takie grupy społeczne, których ciał po śmierci się nie pali. Świętych braminów, a także osoby chore na trąd czy ospę, chowa się w ziemi. Natomiast ciała małych dzieci, które według hinduskiej religii nie potrzebują oczyszczenia, również doznają tradycyjnego pochówku lub wrzuca się ich ciała bezpośrednio do rzeki, obciążając je kamieniem.
Święta rzeka i kłębowisko bakterii
Śmierć, która w Waranasi została oswojona i jest ważną, wręcz nieodłączną częścią codzienności, zagranicznych turystów jednocześnie fascynuje i przeraża. Ganges, święta rzeka hinduizmu, przez osoby z zewnątrz może być postrzegana – i słusznie – jako jedno wielkie cmentarzysko i zbiorowisko brudu i bakterii. Dlatego też kąpiel w Gangesie, tak powszechnie stosowana przez Hindusów, nie jest polecana turystom z Zachodu, gdyż w najlepszym wypadku może skończyć się nieprzyjemną wysypką i ciężkim zatruciem pokarmowym. Liczba niebezpiecznych dla ludzkiego zdrowia bakterii przekracza tu europejskie normy kilkaset razy.
Hindusom zanieczyszczenie Gangesu wydaje się w ogóle nie przeszkadzać. Ghaty to bowiem nie tylko miejsca uduchowienia, ale także miejsca wykonywania wielu przyziemnych czynności. Oprócz codziennych kąpieli w Gangesie, Hindusi robią tu także pranie, a wielu z nich używa wody z tej rzeki do przygotowania posiłków. Dla turystów hinduskie przyzwyczajenia mogą być dość ryzykowne, bowiem nie ma gwarancji, z jakiej wody dana restauracja przygotowuje posiłki oraz gdzie prana jest hotelowa pościel (najczęściej właśnie w Gangesie…).
Plątanina wąskich uliczek
Oprócz ghatów krematoryjnych, najczęściej odwiedzanym przez turystów i miejscowych miejscem jest Ghat Dasaswamedh, według wierzeń – stworzony przez boga Brahmę. Codziennie wieczorem przy tym ghacie miejscowi kapłani odprawiają tu „Ceremonię Ognia” – rytuał na cześć boga Śiwy, rzeki Ganges, słońca oraz ognia. Obrządek ten przyciąga zazwyczaj rzesze turystów, którzy mogą oglądać go nie tylko ze stopni ghatów, lecz także z łódki. Notabene, rejs łódką o wschodzie słońca to jedna z popularnych turystycznych atrakcji w Waranasi – będąc tutaj, warto ją odbyć, by zobaczyć ghaty z oddali, w nieco innym świetle.
W okolicy Ghatu Dasaswamedh znajduje się najgęściej pokryta zabytkami część Starego Miasta – chociaż trzeba zaznaczyć, że zabytków jest tutaj niewiele. Wynika to przede wszystkim z burzliwej historii miasta, która obfitowała w najazdy muzułmanów.
Błądząc wąskimi uliczkami, wśród których łatwo się zgubić, można natrafić na liczne niewielkie świątynie oraz miejsca kultu. Najsłynniejszym miejscem modlitwy w Waranasi jest Złota Świątynia, która swą nazwę zaczerpnęła od pokrytej złotem kopuły wieży. Wnętrza są ponoć także pełne przepychu, jednak dla turystów są one niedostępne – wstęp do świątyni mają tylko wyznawcy hinduizmu. Ci, którym nie jest dane wejść do świątyni, muszą zadowolić się fragmentami widocznymi z okolicznych budynków.
Podróż nie dla każdego
Wizyta w Waranasi to raczej turystyka dla koneserów. Jest to miasto, w którym nie zaznamy spokoju, lecz hałas klaksonów i nieustające nagabywanie ulicznych naciągaczy. Zamiast pięknych widoków – można liczyć na widok schorowanego żebraka, tudzież zad krowy, która nonszalancko zaszła nam drogę. Chociaż ludzie są tutaj otwarci i uśmiechnięci, to dla większości z nich każdy turysta to chodząca skarbonka.
Jest to jednak także jedno z tych miejsc, wobec którego nie przejdzie się obojętnie.
[1] bramini – członkowie najwyższej kasty w Indiach: kasty kapłańskiej.
[2] Mimo że system kastowy w Indiach został oficjalnie zniesiony w 1947 r., to nadal przynależność do kasty jest ważnym elementem tożsamości Hindusów, często decydując o ich osobistym i zawodowym losie.