Data: 15 grudnia 2008
Wydarzenia, jakich stajemy się świadkami, to nie tylko doskonała możliwość obserwacji jak działają obecne rynki finansowe. Obserwujemy jak tworzy się nowy układ sił ekonomicznych i historia, której za kilka lat będą uczyć na uczelniach ekonomicznych.
Ameryka przeżywa poważny kryzys. Tego nie da się nie zauważyć - zwłaszcza, że słyszymy o tym prawie na każdym kroku. Początek października obfitował w wydarzenia, które na długo pozostaną w pamięci inwestorów i ekonomistów. Jednak dopiero przyszłość zweryfikuje, czy podjęte działania były słuszne.
Cały proces został zapoczątkowany przez Izbę Reprezentantów, która przyjęła plan Paulsona zakładający wsparcie systemu finansowego kwotą 700 mld dolarów. Wykupienie toksycznych aktywów od banków miałoby poprawić bezpieczeństwo instytucji finansowych, posiadających w swoich aktywach owe instrumenty. Pierwsze głosowanie nad ustawą, które odbyło się 29 września, nie przyniosło pomyślnego rezultatu, co zaowocowało paniką na giełdzie i spadkiem indeksu DJIA o 777pkt. Ponowna refleksja nad treścią ustawy i analiza sytuacji rynkowej doprowadziła do przyjęcia planu wzbogaconego o przedłużenie ulg podatkowych dla przedsiębiorców i podniesienie gwarancji depozytów bankowych ze 100 tys. dolarów do 250 tys. dol. Niestety decyzja ta nie przyniosła spodziewanej euforii na rynku. Może dlatego, że inwestorzy założyli, że plan zostanie przyjęty i już wcześniej uwzględnili to w cenach akcji, lub po prostu stwierdzili, że 700 mld to za mało, aby uratować system.
Nadzieję przyniosła dopiero kolejna zapowiedź wpompowania miliardów dolarów w system bankowy, które miałyby być przeznaczone na dokapitalizowanie niektórych banków poprzez zakup ich akcji za kwotę 250 mld. dol. Pojawiły się również spekulacje, które instytucje mogłyby liczyć na taki zastrzyk gotówki. Wymienia się tu między innymi Citigroup Inc., Goldman Sachs Group Inc., JP Morgan Chase&Co. oraz Bank of America Corp. Kwota 250 mld dolarów wraz z poprzednimi 700 mld w ramach planu Paulsona okazała się bardziej przemawiać do inwestorów i skłoniła ich do zakupu akcji. Zapach świeżych pieniędzy przekonał do zakupów również inwestorów ze starego kontynentu i z Azji, gdzie indeksy po rekordowych spadkach z poprzednich tygodni notowały rekordowe wzrosty.
Mleko rozlało się również w Europie. Okazało się, że nie tylko USA, ale wszystkie kraje G7 zostały wplątane w proces wyniszczający sektor finansowy. Można tu wspomnieć obniżenie ratingu grupy Unicredit, co spowodowało dramatyczną wyprzedaż akcji w Mediolanie. To zaś przełożyło się na przecenę akcji Pekao SA, którego akcjonariuszem większościowym jest Unicredit. Kolejnym znaczącym faktem było przejęcie angielskiego banku Bradford & Bigley przez hiszpańskiego Santandera za 772 mln euro. Problemy z wypłacalnością miała również grupa Fortis, której aktywa przejął rząd Holandii. Co więcej, stwierdzenie, że żadne państwo nie może zbankrutować, które dotychczas uważane było za niepodważalne, ostatnio okazało się nieprawdą. Pokazał to przykład Islandii, która po przejęciu kontroli nad sektorem bankowym niemalże ogłosiła niewypłacalność i ostatnio rozpaczliwie poszukiwała finansowania ze strony MFW, a nawet Rosji.
Przywódcy krajów europejskich nie pozostali daleko za swoimi kolegami z USA i w ślad za nimi uchwalili pakiety pomocowe dla rodzimych instytucji finansowych. Rząd Wielkiej Brytanii zaproponował 200 mld GBP (ok. 340 mld USD) na pożyczki dla systemu finansowego i kolejne 50 mld GBP (ok. 86 mld USD) na dokapitalizowanie ośmiu największych banków. Pierwsze pieniądze popłynęły do trzech gigantów: RBS, HBOS i Lloyds, których udziały zostały częściowo przejęte za 37 mld GBP. Podobne działania podjęła Francja, która ma zamiar wydać 360 mld euro na pomoc zagrożonym bankom i instytucjom finansowym, 320 mld euro na gwarancje kredytowe 40 mld euro na dokapitalizowanie banków., Także Niemcy wyłożą 400 mld euro na gwarancje i 70 – 80 mld euro na pomoc bezpośrednią dla banków i instytucji ubezpieczeniowych. Austria zaproponowała 85 mld euro w formie funduszy gwarancyjnych i 15 mld w formie dokapitalizowania banków. Natomiast Holandia, która na ratowanie samego Fortisu wydała wraz z innymi krajami Beneluksu 4 mld Euro, wyłoży 200 mld euro na ratowanie upadających instytucji.
Jednak i te deklaracje nie zdały się na wiele. Wytchnienie od spadków dała dopiero skoordynowana decyzja banków centralnych o obniżeniu stóp procentowych o 50 pkt bazowych. Sama wielkość obniżki nie powala tak jak fakt, że decyzja ta została podjęta jednocześnie przez banki centralne USA, Eurolandu, Wielkiej Brytanii, Kanady, Szwajcarii, Szwecji i, co ciekawe, bank centralny Chin. Po tej decyzji na rynku zapanowała euforia, która jednak nie trwała długo.
Decyzje, które zostały podjęte, oprócz wsparcia finansowego dla poszczególnych instytucji miały jeszcze jeden bardzo ważny wymiar – psychologiczny. Do odbudowania są nie tylko fundamenty banków, ale i zaufanie. Należy tu zwrócić uwagę na fakt, że banki są instytucjami zaufania publicznego i spadek zaufania do nich może spowodować lawinowe wycofywanie depozytów klientów indywidualnych. Taka sytuacja może boleśnie zaszkodzić kondycji banku lub doprowadzić do jego niewypłacalności. Działania te mają zatem zapewnić, ze w razie potrzeby pieniądze na wypłaty się znajdą.
Drugi aspekt to zaufanie na rynku międzybankowym. Gwarancje rozliczeń transakcji i obniżenie stóp procentowych maja za zadanie zwiększyć zaufanie instytucji do siebie nawzajem oraz zapewnić tańszą i bezpieczniejszą wymianę płynności.
W dobie globalnego kryzysu załamanie nie ominęło polskiego sektora bankowego. Tu jednak sytuacja przedstawia się trochę inaczej, gdyż sama kondycja instytucji finansowych prezentuje się nadzwyczaj dobrze na tle Europy Zachodniej. Zarówno rząd, jak i Narodowy Bank Polski zapewniają na przemian, ze sytuacja, z jaką borykają się zachodnie instytucje, ominie Polskę. Większość ekonomistów przyznaje im rację. Polskie banki nie inwestowały w instrumenty pochodne oparte na amerykańskich kredytach hipotecznych, a pomimo dynamicznego wzrostu wielkości udzielonych kredytów pod budowę domu lub zakup mieszkania, wskaźnik zadłużenia jest nadal na bardzo niskim poziomie.
Pojawił się jednak problem braku wzajemnego zaufania polskich banków. Przyczyną może być fakt, że ich akcjonariuszami większościowymi są instytucje zagraniczne, które straciły do siebie zaufanie na innych rynkach i przekładają to na nasze podwórko.
W odpowiedzi na taką sytuację bank centralny przygotował sześciopunktowy „pakiet zaufania”, który ma na celu pobudzenie ruchu na rynku międzybankowym. Składają się na niego operacje otwartego rynku w formie operacji repo o okresie zapadalności do 3 miesięcy; operacje SWAP-ów walutowych; możliwość zabezpieczania kredytu refinansowego depozytem walutowym; modyfikacja w systemie operacyjnym kredytu lombardowego; utrzymanie emisji 7-dniowych bonów pieniężnych jako głównego instrumentu sterylizacji nadpłynności; możliwość wprowadzenia wyższej częstotliwości operacji otwartego rynku. Na efekty tych działań należy jednak poczekać jeszcze jakiś czas.
Wraz z ogłoszeniem „pakietu zaufania” oznajmiono, że NBP nie wprowadzi gwarancji, jakie zastosowano w innych krajach z tego względu, że w Polsce nie ma miejsca kryzys finansowy, a jedynie kryzys zaufania. Niemniej jednak rząd przegłosował ustawę o podwyższeniu gwarancji zwrotu depozytu bankowego w 100% z 1000 euro do 50000 euro, co ma uspokoić klientów chcących wypłacić swoje środki.
Obserwacja rynku daje jednak wiele do myślenia, gdyż na parkiecie panuje na zmianę to przerażenie, to euforia i nikt nie wie, które z tych uczuć będzie przeważało w najbliższym czasie.
Jednak nastroje na giełdzie to nie wszystko - problemem pozostaje ogólnie nie najlepszy stan amerykańskiej gospodarki. Należy się zastanowić, czy powiększanie deficytu budżetowego, który i tak jest już olbrzymi, nie spowoduje poważniejszego załamania w gospodarce, a obniżanie stóp procentowych nie napędzi inflacji. Prognozuje się, że wzrost gospodarczy w najbliższym okresie będzie kształtował się na poziomie ok. 0,2% lub przerodzi się stagnację. Czy mamy więc do czynienia ze wczesnym stadium recesji? Już niedługo może okazać się, że tak. Konsekwencje dla światowej gospodarki mogą być dramatyczne, jeśli popyt ze strony USA zacznie stopniowo spadać. Optymizmem nie napawają też najnowsze dane makro o zatrudnieniu. Firmy produkcyjne już zapowiadają obniżenie zatrudnienia.